Witajcie. Może ktoś się zastanawiał dla czego mnie tu nie było. Hmmm sytuacja była taka. Po prostu w moim notebooku padł mi dysk. Także ku waszej radości, albo ku waszemu rozczarowaniu. Powracam! :D. Przepraszam, za tak krótki wpis. Obiecuje, że powstanie jeszcze jeden. Jak będę miała wenę. Ale na razie zmykam się uczyć. Bo nauki mam mnóstwo. W każdym razie obiecuje kolejną rzecz :D. A konkretnie, że będę tu w miare systematycznie coś skrobać. Ps jestem z nowego notebooka firmy Acer.
Witajcie. Dzisiaj chce wam poopowiadać różne, ciekawe przygody z moich ostatnich dni. A więc tak. W środe poszłam do szkoły, i pierwszym przedmiotem był Polski. W każdym razie, nasza Pani pytała, co jej się bardzo żadko zdarza. Ale dla czego to wszystko takie śmieszne? A no głópawka zaczęła się od fizyki. Mam Panią wspomagającą. Pani Agnieszka wytrwale towarzyszy mi na kilku godzinach różnych przedmiotów. Najpierw się uśmiałyśmy, bo nam piłka z doświadczenia na koniec klasy poleciała. Potem stwierdziłyśmy, że się magiczne rzeczy dzieją, bo ludziom zaczęły książki i piurniki spadać z ławek. A potemPani Agnieszka stwierdziła, żę rozwiązywanie zadań obliczeniowych z fizyki jest pasjonujące. No i miałam dobry chumor przez cały dzień. Po podstawówce poleciałam do muzyka. I na audycjach muzycznych. Pani coś opowiadała, i powiedziała, że młody Chopin coś tam robił. A ktoś się całkiem poważnie spytał. A kto to jest młody Chopin? Jakiś potomek starego czy jak? NO, a klasa zareagowała brehtem. Potem wieczorkiem przyszła do mnie przyjaciółka. I wyszłyśmy sobie na spacer. I zapomniała mi powiedzieć o krawężniku i się przestraszyła. I się dwadzieścia minut śmiałyśmy, że ślepy krawężnika nie zauważył, i w ogóle. W czwartek miałam bardzo pracowity dzień. Z Polaka Pani wyrwała mnie do odpowiedzi. A na dodatek pisaliśmy kartkówke z historji i sprawdzian z geografi. Po połódniu poleciałam na fortepian i nawet wmiare mi poszło. W przyszły poniedziałek mam audycje klasową i może wstawie nagranie. Potem na chwilke wróciłyśmy do domu, żeby odrobić lekcje. Bo później miałyśmy iść z mamą na próbe chóru. No i co? Odrabiamy Angielski i w pewnym momencie mama mi czyta jakieś zdanie, a ja palnęłam że tak powiem co kolwiek. I wyszło zdanie. Piłka walnęła ją w twarz, i złamała jej obie nogi. No moja mama się ze śmiechu popłakała. Potem miałyśmy próbe chóru z orkiestrą. Bo śpiewamy koncercik z akompaniamentem orkiestry. A zazwyczaj śpiewamy z podkładami. A najśmieszniejsze jest to, żę te wersje podkładów są zupełnie inne niż te orkiestry. A my w odstępie czterech dni śpiewamy jeden koncert z ich wersjami, a drugi z naszymi. No będzie ciekawie. A dzisiaj wsumie chyba nic ciekawego się nie działo. Po za tym, że dostałam dwie piątki z matmy i jedną z fizyki. A w środe trzy szustki z kształcenia słuchu. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!
Kameralna rozśpiewka.
Witajcie. Dzisiaj również chce opisać wam mój, jakże ciekawy dzień, który jeszcze końca nie dobiegł. Ale śmiem twierdzić, że już nic ciekawego się nie zdarzy. A więc tak. Wstałam ucieszona, bo dzisiaj miałam próbę chóru. No i przyjechała do babci mama. I poszłyśmy. Bo mama też śpiewa w tym chórze, tylko, że w innym głosie. No więc poleciałyśmy. I było nas ok dziesięciu osób. A w skład chóru wchodzi ok czterdziestu. Tak więc próba kameralna. A dlaczego rozśpiewka? Bo dyrygentka na chwilkę wyszła. I pewna Pani poprosiła mnie, żebym poprowadziła rozśpiewke. I w ogóle, jak to na Gospelu bywa, było bardzo sympatycznie. Potem poleciałyśmy z mamą do lekarza. A potem poszłyśmy zjeść zapiekanki na mieście. Ps, jak by ktoś chciał posłuchać naszego chóru. TO, mam dwie propozycje. Albo pisać w komentarzach i dam linka. Albo wpiszcie sobie na yt Gospel radom joutube. I wam znaleźć powinno. Pozdrawiam!
Suchy śmingus dyngus.
Witajcie. Dzisiaj chciałam wam opisać mojego dyngusa. Co prawda nikt mnie nie oblał, bo siedzę cały dzień w domu u babci. I nawet nie myślę o wychodzeniu. Ale mimo to, miałam bardzo ciekawy dzień. Rano wstałam i zjadłam pyszne śniadanie. Po czym usłyszałam dzwonek do drzwi. Była to moja ciocia. Ta, która ostatnio zrobiła mi frytki. Przyszła i dała mi czekoladowego zajączka, oraz loda. Którego od razu zjadłam. Jestem ciekawa, skąd ona wiedziała, że mi się loda chciało? No nie wiem. Taka z niej jasnowidząca ciocia :). Potem pouczyłam się geografii. I moja babcia pojechała do swojej mamy, czyli do prababci. Aby jej dać leki i z nią posiedzieć. No, a my z ciocią przygotowywałyśmy obiad. Ciocia bardzo lubi gotować i gotuje baardzo pysznie. Dzisiaj upiekłyśmy skrzydełka i takie pyszne przypieczone ziemniaczki. Mniaaaam. Zjadłyśmy i wróciła babcia. A powrót babci oznaczał dla mnie tylko to, że zaraz będę się uczyła geografii. Bo babcia mi geografie w czarno-druku czyta, a ja słucham i zapamiętuje. W każdym bądź razie. Dzisiaj słuchałam, ale nie wiele zapamiętałam. Sporządziłam sobie notatki, tak aby w dniu sprawdzianu w szkole móc sobie powtórzyć. I troszkę poczytałam tutejsze blogi. W sumie nie dawno skończyłam z tą geografią. A teraz przed chwilką. Miałyśmy z ciocią głupawkę. Jak już pisałam. Ciocia rano przyniosła mi czekoladowego zajączka. No więc tak. Wchodzę do pokoju, a ciocia do mnie. Jedz króliczka! Ciociu to nie jest króliczek, tylko zając. Jedz zająca! I w ogóle. Głupawkę miałyśmy. Tak więc się szczerze uśmiałyśmy. A kolejną rzeczą z której się dzisiaj śmiejemy jest to, że ciocia dostała za punkty na orlenie zegarek. Ten zegarek jest jakiś elektryczny. No nie wiem. W każdym bądź razie, nikt go ustawić nie umie! Moja mama próbowała, stwierdziła, że nie umie i wymyśliła, że trzeba babcie wrobić. A więc ciocia z przyjemnością, i uśmiechem na twarzy wrobiła babcie. Mamo! Pójdziesz do zegarmistrza i powiesz. Proszę Pana. Moje córki takie nowoczesne. Prezent mi sprawiły~! A ja nie umiem tego ustawić! No normalnie pękamy ze śmiechu! Jaka biedna ta babcia, że do tego zegarmistrza musi iść. :D. Ciocia by sama poszła. Ale jutro jest w pracy. I taki to fajny wymysł! Nie ma to, jak wrobić babcie! Szkoda tylko, że mnie nikt nie oblał. Na żywo. BO jeszcze zabawniej by było.
Przygotowania i wielkanoc.
Witajcie. Dzisiaj postanowiłam po kródce opisać przygotowania do świąt, jak i same święta. A więc tak, zaczęło się już w piątek. Mamulka przyjechała z zakupami, po czym pojechałyśmy do babci. Gdzie była siostra mojej mamy czyli moja ciocia. Ciocia upiekła różne pyszności. Między innymi takie żeberka pod pierzynką z kapusty. Mniaaam. Wczoraj miałam dosyć pracowity dzień, bo uczyłam się do szkoły muzycznej. Oczywiście byliśmy ze święconkiem. A dzisiaj pojechałyśmy do mojej dziewięćdziesięcioletniej prababci. I tam zjadłyśmy śniadanko. Potem dojechała do nas moja mamuśka. I przywiozła dwie sałatki i dwa ciasta. Jedna sałatka była z tuńczykiem i krakersami. Taka warstwowa. A druga była z brokułami w roli głównej. Jak by ktoś był zainteresowany to pisać, powiem szczegółowiej. A ciasta, to ciasto gruszkowe z czekoladą i włoskimi orzechami. I keks, za którym nie przepadam. Potem do babci przyszła jeszcze ciocia z mężem i dzieciakami, więc się powygłupiałyśmy. Ale stworze jeszcze jeden wpis i to dokładniej poopisuje. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!