Dzień dobry świecie! 🙂
Niesamowicie dawno nic tu nie pisałam, czyli, jakby nie spojrzeć, początek standardowy. 😉
Równie spodziewane jest to, że istotom wszelkim z otoczenia mego, zdarza się namawiać mnie, bym jednak czasem coś tu wrzuciła. 🙂
Troszke im to zajmuje, ale niekiedy nawet coś daje. 🙂
Teraz prawdopodobnie zainspirowało mnie to, że byłam na genialnym wyjeździe, gdzie sporo opowiadałam, i nawet zdarzyło mi się pokazywać ludziom jakieś historie przeze mnie spisane. 🙂
Odkopałam więc w pamięci kilka anegot, a skoro już ten proces, zwykle najtrudniejszy, mam za sobą, to i z Wami mogę się nimi podzielić, a także opowiedzieć nieco z tego, co u mnie, a na szczęście dzieje się całkiem sporo. 🙂
***
Jak wszyscy wiedzą, niedawno rozpoczął się rok szkolny, co oznacza, że przyszło mi w reszcie powrócić do procesu edukacyjnego. 😉
Gdy byłam młodsza, z utęsknieniem wyczekiwałam wakacji, teraz natomiast mam zupełnie odwrotnie. 🙂
Prawdopodobnie wpływa na to też fakt, że wtedy musiałam się uczyć tego, czego mi kazali, teraz sama wybrałam sobie kierunek i większość przedmiotów mnie interesuje.
Trafiłam też na genialnych nauczycieli, a to również pomaga, z całą pewnością. 🙂
(Gdyby ktoś nie pamiętał, albo nie czytał poprzednich, uczę się w Autorskiej Szkole Jazzu i muzyki rozrywkowej na kierunku wokalnym.)
Udało mi się także spełnić marzenie, posiadane od bodaj dwunastego roku życia.
Wtedy właśnie postanowiłam sobie, że będę studiowała pedagogikę specjalną, i oto jest. 🙂 Od października rozpoczynam, także to będzie całkiem intensywny rok, na co już zacieram z radością lwie łapki.
Ale oznacza to też, że będę jeszcze więcej podróżowała, a tym samym spotykała na swej drodze jeszcze więcej intrygujących istot.
Najpierw jednak, zapewne wypadałoby opowiedzieć o spotkaniach, które już miały okazje się odbyć. 😉 Zwłaszcza, że i tak zaległości wobec Was mam ogromne, bo ostatni wpis był prawie rok temu, wtedy zainspirowała mnie jesień, a teraz już się zbliża, trzeba więc dochować tradycji, choć tym razem nie będzie nic o niej. Mimo że, właściwie, sporo letnich dni ją przypominało. 😉
***
Historie o babie która rozmawiała z Andrzejkiem i jechała do pracy, no do pracy, do pracy przecież jechała, wszyscy znają. Jakiś czas temu jednak przyszło mi spotkać jej godną następczynię. Wchodzimy z Agatą, znaną tu jako As do kawiarni, a naprzeciw nas siedzi baba, z pozoru normalna, acz jak wiadomo, one mylą. Burczy sobie coś cicho pod nosem i wszyscy są zadowoleni, stan ten jednak nie trwa długo. Haaaaaaalo, ale wiesz, że Ania to jest do Tadeusza podobna, do Tadeusza, no przecież mówię, że do Tadeusza podobna jest. Następuje krótka pauza, w trakcie której zmęczony rozmówca za pewne przytakuje, ale i ona nie ma szans potrwać zbyt długo. A wiesz, ale oni u mnie byli, i nie podobało mi się ich zachowanie, no nie podobało mi się. To nie mój typ ludzi, ich zachowanie mi się nie podobało, bo oni się źle zachowywali. I ja ich wyrzuciłam, bo oni się źle zachowywali, i nie podobało mi się ich zachowanie, bo to nie mój typ ludzi. Gdyby się inaczej zachowywali, to może, ale nie podobało mi się ich zachowanie, bo oni się źle zachowywali, no mówię, że źle się zachowywali i ich zachowanie mi się nie podobało. Zaczęłyśmy się zastanawiać ile tak może, na szczęście skończyła i zapadła cisza, co zabawne, wraz z nią ucichli wszyscy, a w dodatku skończyła się piosenka, wszyscy, nawet radio, wyczekiwali niecierpliwie na ciąg dalszy tej fascynującej historii Na szczęście długo czekać nie musieli, babiszcze troszkę poklikało, na telefonie ustawionym tak głośno, że aż każda wystukana literka pozostawiała trwały ślad w mózgu, po czym zadzwoniła znów. Haaalo, ale wiesz, że Ania to do Tadeusza jest podobna, do Tadeusza, no do Tadeusza!!! Ten rozmówca miał dłuższą chwilę na odpowiedź. A później dostał jeszcze bardziej fascynującą opowieść. Ale wiesz co, on się rozebrał, zupełnie na golasa się rozebrał, no rozebrał się i to w łazience było, i on jest podobny do tych, Kusińskich. Nie no, co ty, nie do Grzegorza, do Kusińskich, nie no, nie do Grzegorza, do Kusińskich, no mówię że się rozebrał, na golasa się rozebrał, w łazience się rozebrał, to widziałam, że do Kusińskich jest podobny, nie do Grzegorza, mówię Ci, nie do Grzegorza, tylko do Kusińskich… Po tej historii rozmowa się skończyła, istnieje prawdopodobieństwo, że rozmówca nie wytrzymał i zastrzelił się recepturką. Baba w milczeniu zbyt długo nie wysiedziała, bezruch najwidoczniej też jej przeszkadzał, acz musiała sobie znaleźć kolejną ofiarę, ostatnie zasłyszane zdanie brzmiało "Tomek, ty jesteś nienormalny, przecież Ania jest do Tadeusza podobna, no do Tadeusza, mówię Ci, że do Tadeusza!!!
***
Jakiś czas temu spytano mnie, jakie są najgłupsze pytania, które zadają nam ludzie, co przypomniało mi pewną historie.
Wracałam ze szkoły, więc, mimo wszystko, byłam dosyć zmęczona.
Wsiadłam do tramwaju, by zaliczyć ostatni etap mej podróży, gdy usłyszałam pytanie.
"Gdzie masz psa!?", wypowiedziane tonem nieznoszącym sprzeciwu
Uznałam, że pani rozmawia przez telefon, choć zdziwił mnie nieco sposób, w jaki traktowała rozmówce.
Pytanie jednak powtórzyło się, jeszcze bardziej natarczywym tonem.
Aż sobie zempatyzowałam w głowie z tym biednym stworzeniem po drugiej stronie, i uznałam, że sama też bym nie odpowiadała.
Niestety, nie ma tak dobrze, pytanie padło po raz trzeci…
Zlitowałam się więc w końcu i z pewną dozą nieśmiałości, licząc całym sercem na odpowiedź przeczącą spytałam, czy mówi do mnie, okazało się że tak.
Nie powiem, nieco się zdziwiłam. A pytania, które zadawała mi później, wcale nie były łatwiejsze, ani tym bardziej milsze.
***
Jak wiedzą Ci, którzy rozmawiają ze mną nieco częściej niż raz na pół roku, w marcu zmieniłam swe miejsce zamieszkania. 🙂 Co oznacza, że i droga do szkoły przebiega nieco inaczej. 🙂
Wymaga ona ode mnie przesiadania się na dworcu Wileńskim, co jest dosyć istotne dla tej opowieści, ponieważ jest tam całkiem sporo schodów.
I jasne, zupełnie oczywistym jest, że większość ludzi, którzy pytają mnie czy potrzebuje pomocy, bardzo się stresują, gdy odpowiadam, że owszem, poszukuje schodów prowadzących do metra. Nie wspominając już o tym, że za cel najważniejszy, stawiają sobie zmuszenie mnie do tego, bym jednak mimo wszystko wybrała windę. 😀
Znalazł się jednak Pan, który pobił wszystkich swoją głupotą. I tak, ja wiem, że mogą się znaleźć osoby, które powiedzą, że na pewno chciał dobrze, i to kwestia niewiedzy.
Natomiast dla mnie niewiedze od głupoty odróżnia to, że jeśli ktoś nie wie, to pyta i respektuje odpowiedź, jeśli tego nie robi, cóż…
Historia rozpoczyna się standardowo, ktoś spytał mnie gdzie zmierzam, odparłam więc, że szukam schodów do metra. Pomagający Pan rzekł, co absolutnie mnie nie zdziwiło, że może jednak lepiej by było windą, zwykle jednak jest to niewinna sugestia, irytująca, ale na tyle częsta, że już zdołałam doń przywyknąć.
Niestety, tym razem nie poszło tak łatwo.
Moja odpowiedź, mówiąca, że bezproblemowo sobie poradzę, została kompletnie zignorowana.
A może windą?
Nie, dziękuję, poradzę sobie.
Ale wie Pani, bo to są schody, i one są niebezpieczne.
Zdawałam sobie z tego sprawę, ale, o zgrozo, świadomie uznałam, że owszem, chcę się na to niebezpieczeństwo narazić, zwłaszcza że robię to z upiorną regularnością i urazów brak.
Odparłam więc, że tak, wiem i rozumiem, ale nie zmienia to mojego wyboru.
Pan jednak bardzo się uparł żeby przeforsować swoją wersje, rzekł więc, zapewne w akcie desperacji:
Ale wie Pani, przecież to są schody
Scho-dy.
Niestety, nie pomogło i to, natomiast znacznie uszczupliło zapasy mojej zmęczonej cierpliwości, więc po prostu poszłam w swoją stronę, oczywiście przerażającymi scho-dami,
I wiecie co, cud się stał, bo nawet przeżyłam. 😀
***
I to nie jest jedyna opowieść z tego miejsca, dworzec wileński pełen jest ludzi, co oznacza, że i dziwnych, specyficznych, ale też i czasem delikatnie niebezpiecznych sytuacji tam nie brakuje.
Trafiłam kiedyś na przykład na pana, który z uporem godnym lepszej sprawy powtarzał, że on się ze mną nie dogada, i on bardzo chciałby mi pomóc, ale przecież nie zna języka migowego.
O wszystkich ludziach, którzy wiedzą lepiej gdzie idę, niż ja sama, albo uznają, że przecież na pewno nie dam sobie rady wspominała nie będę, bo mój zapał do pisania ma jednak swoje granice. 😀
***
A z rzeczy bieżących, postanowiłam, że podejmę próbę zrobienia dwóch lat szkoły w jeden rok, co oznacza, że pracy będę miała znacznie więcej, możecie więc trzymać kciuki. 🙂
Towarzysko też na szczęście sporo się dzieje, poznaje nowych ludzi, sporo podróżuje i odkrywam wiele interesujących miejsc.
W poprzednim wpisie polecałam coste, teraz natomiast polecam Coffeedesk, mają tam genialne kardamonki, które bardzo rzadko są, ale warto dopytywać, mi udało się upolować raz, i od tej pory regularnie wpadam i próbuje ponowić ten wyczyn. 🙂
Odkryłam też, że kawa bezkofeinowa szkodzi mi w mniejszym stopniu, a biorąc pod uwagę to, że wiele spotkań odbywa się w kawiarniach, jest to całkiem przydatne. 🙂
Jak wspominałam na początku, niedługo przyjdzie jesień, a ona, ku niezadowoleniu wielu osób wokół mnie będących, często inspiruje mnie do twórczości wszelkiej.
Można więc założyć, że kolejny wpis pojawi się jednak nieco szybciej. 🙂 Ale nie należy się do tej myśli przesadnie przywiązywać.
Pozdrawiam Was, i jako że koniec musi być równie standardowy jak początek, dajcie znać, kto dotrwał do końca. 😉
Kategoria: Śmiesznawe śmiesznostki. Czyli pokręcona codzienność i nie tylko.
Dzień dobry. Początek będzie standardowy. 😉 Dawno nic tu nie pisałam, ale mam o czym pisać, więc biorę się do roboty.
Moja rodzicielka wróciła z Zanzibaru i dała mi dużo powodów do pisania. 😉
Po pierwsze dostałam dwie bransoletki, kto mnie zna, ten wie, że jest to podstawowy element mojego wyposażenia, zakładam je gdy wstaje, a ściągam dopiero, gdy idę spać. Mam osobny zestaw na co dzień i osobny na koncerty, teraz te, które nosiłam przez długi czas dostały szanse na odpoczynek, a na ręku będę miała te, które dostałam.
Są one zrobione z ziaren kawy, dotykowo nie bardzo da się to wyczaić, ale wzrokowo tak. Jedna jest mała i normalna, druga jest wieloczęściowa. 😉 żeby założyć ją na rękę trzeba się nieco pogimnastykować.
Rodzicielka kupiła sobie tam również bęben do kąpieli dźwiękowych, pierwsze co zrobiła po powrocie do domu to mi go pokazała, a że ja bardzo lubię takie rzeczy, to przez długi czas miałam zajęcie. 🙂 PO chwili mama uznała, że skoro i tak gram, to sprawdzimy jak on brzmi w połączeniu z misami i innymi dzwoneczkami, i muszę Wam powiedzieć, że świetnie. POczyniłyśmy nawet nagranie, ale niestety telefon wyciął doły i brzmi to słabiutko.A propos ma ktoś pomysł jak i czym ładnie nagrywać misy i inne takie rzeczy, mile widziane narzędzie nie za miliony. 😉
Kupiła też wiele ciekawych prezentów dla ludzi, ale nie będę tu o nich pisała, coby niektórzy mieli niespodziankę. 🙂
Z życia, dostałam paczkę słodyczy z Japonii, którą zamówiono dla mnie jakiś czas temu, było sporo problemów, ale na reszcie doszła. Uwielbiam testować nowe smaki. Na razie jadłam jakieś ala chipsy, które smakują trochę jak owoce morza, trochę jak przysmak świętokrzyski, i trochę jak sezam, i ciasteczka, które smakują jak czekolada z rumiankiem, myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, ale rodzicielka ma podobne odczucia. Opisy rzeczy które są w tej paczce też zrobiły mi dzień, to wygląda jak kości dla psa, yyyy, to w sumie też. 😀 Jak spróbuje następnych rzeczy, to z chęcią dam Wam znać.
Poprzedni weekend również należał do przyjemnych. W czwartek przyjechałyśmy z Agatą do domu, co oznacza, że przez chwilę widziałam się również z Arkiem. W piątek dołączyli do nas Papier i druga Agata, było bardzo sympatycznie. Odkryliśmy też serial Służba więzienna, jego fragmenty kiedyś przewinęły mi się na tik toku, i uznałam, że koniecznie muszę go obejrzeć. Ale nie chciało mi się kupować pleyera, a z resztą sama oglądać nie lubię. Na szczęście temat wszystkich interesował. Jeśli ktoś, tak jak ja lubi oglądać w towarzystwie, zwłaszcza rzeczy dokumentalne, lub oparte na przeczytanych książkach, to proszę się zgłaszać. 😉
Dziewczyny pojechały w niedziele, a Papier został do wtorku, dużo gadaliśmy i cierpliwie tłumaczył mi różne rzeczy związane z Arkadią, tak tak, ja też się wkręciłam.
Z mniej przyjemnych rzeczy, znów nawróciły mi dolegliwości które miałam, więc raczej nie zrobię w te ferie już nic superpożytecznego, a szkoda, bo miałam się wybrać do Krakowa. 🙁
A jak Wam, drodzy czytelnicy mijają ferie? Macie jakieś interesujące plany?
Ja mimo słabego samopoczucia czytam książki, gram w arkadię, odrabiam zaległe lekcje i staram się spędzać czas z ludźmi na tyle, na ile jestem w stanie.
Pozdrawiam Was i do następnego. 🙂
Ps koniec też standardowy, proszę o zostawienie śladów. 😉
Dzień dobry!
Tak dawno nie pisałam, YYY, nie tworzyłam żadnego wpisu na bloga, że już chyba zapomniałam jak się to robi. 😀
Ciągle mam postanowienie, żeby wrócić do pisania, ale odkąd zaczęłam pisać coś na kształt pamiętnika, piszę wszystko w nieco bardziej prywatnej formie, przez co nie nadaję się to do opublikowania totalnie nigdzie. Po pierwsze, bo to nie jest ciekawe, a po drugie, bo zazwyczaj nie są to zbyt długie wpisy.
Ale że ostatnio przeżyłam coś ciekawego, to uznałam, że to może być dobra okazja do tego, by spróbować powrócić do regularnego blogowania.
Byłam mianowicie na badaniach prowadzonych przez Instytut Biologii doświadczalnej, które dotyczyły głównie tego jak działa mózg osoby niewidomej, podczas czytania.
W poniedziałek na 16, miałyśmy się z rodzicielką zjawić w instytucie, i, o dziwo, nie spóźniłyśmy się, a kto zna choć trochę rodzicielkę ten wie, że dla niej to na prawdę jest wyczyn! 😉
Najpierw Pani zmierzyła mi temperaturę, za pierwszym razem 36,7, za drugim, 36,8, aż się zaczęłam na głos zastanawiać, czy za każdym razem będzie się zwiększało o jeden, ale uznałam, że nawet jeśli miałabym to sprawdzać, to już po badaniu, bo dyskwalifikacja nie była mile widziana. 😀
Potem była ankieta, która, jak to zwykle bywa była dość śmieszna, a że ja mam szczególny talent do nie ogarniania pytań, i rozumienia czegoś innego niż ktoś mówi, to było całkiem zabawnie, oczywiście też dla tego, że wypełniałam ją z rodzicielką, bo pani była z rodu tych troszkę poważniejszych, ale jak się później okazało nie tych bardzo poważnych. 😉 Potem pani chciała zacząć opowiadać mi czym jest rezonans, ale gdy dowiedziała się, że już miałam, zaoszczędziłyśmy kilka cennych sekund. 😀 Btw, Ci którzy śledzą tego bloga od dawna wiedzą, że mój poprzedni rezonans wspominam bardzo dobrze,. Dzięki temu nie stresowałam się samym rezonansem, a badaniami, bo co będzie jak się pomylę itd, moje perfekcjonistyczne zapędy przypominają sobie o mnie najczęściej we właśnie takich sytuacjach. 😀
Po ankiecie przyszedł czas na pozbycie się łańcuszka i bransoletek, z nimi akurat nie było żadnego problemu, pozbywam się ich z siebie co dziennie na dobranoc, ewentualnie gdy myję włosy, albo wykonuję jakieś inne czynności, np. zabawa z Lilką, podczas których mogą one ucierpieć, ale z łańcuszkiem nie było już tak łatwo, bo przez ponad rok nie zdejmowałam go ani razu, a że skleroza jest moją bardzo bliską przyjaciółką, po badaniach przypominałam sobie o łańcuszku w takich momentach, w których nie było szansy, bym go założyła, także wrócił do mnie dwa dni później, ale jest, i nawet nadal żyje. 😀
Teraz trochę o samych badaniach :
W pierwszej części leżałam na łóżku, w słuchawkach z linijką przypiętą do nóg, tak tak, ja wiem że to dziwnie brzmi, i zakładam, że równie dziwnie wygląda 😀
Najpierw było ćwiczenie polegające na tym, że raz słyszałam w słuchawkach jakieś słowa, potem miałam jakieś czytać na linijce, i nie musiałam udzielać żadnych odpowiedzi, a skaner buczał, i intensywnie szukał mózgu, musicie przyznać, że nie miał łatwego zadania. 😉
A, zapomniałam Wam powiedzieć, że poza linijką i słuchawkami w lewej ręce miałam poda, za pomocą którego musiałam udzielać odpowiedzi, kciukiem twierdzącej, wskazującym przeczącej.
Potem było zadanie, w którym musiałam nacisnąć kciukiem przycisk, albo gdy usłyszę szum w słuchawkach, albo gdy zobaczę sześciopunkt na linijce, można było się zgubić, bo co innego się słyszało, co innego czytało, a jedno jak i drugie bardzo szybko znikało, aż zaczęłam się zastanawiać, czy ja w ogóle nie zaczynam robić wszystkiego na odwrót. 😀
Potem było jeszcze kilka zadań z samym czytaniem i słuchaniem, jakieś, w którym trzeba było dać znak, gdy na linijce i w słuchawkach była ta sama litera, zaznaczanie czy wyrazy się rymują czy nie, niestety ze słuchu, znaczy, to nie problem, ale faktem jest, że wolę czytać niż słuchać, i pewnie mniej usypiające by to zadanie było, gdybym te rymujące się lub nie wyrazy musiała sobie sama przeczytać, a nie było ich dla tego, że były różnej długości, a linijka była tylko pięcioznakowa.
Możecie stwierdzić, że te testy są mega proste, a no nie są trudne, znaczy te części ze skanowaniem nie są, bo miały być możliwe do wykonania dla dzieci od pierwszej klasy wzwyż.
Po zadaniach, przed przerwą i drugą częścią, miałam czas na chwilę spokoju, a propos, z opowieści koleżanki @Moonlight22 wywnioskowałam, że nie będzie w ogóle czasu na leżenie, bo cały czas trzeba będzie działać, i trochę mnie to zmartwiło. 😀 Bo zdecydowanie bardziej potrzebowałam odpoczynku niż jakichś skomplikowanych zadań. No więc, miałam czas na chwilę poleżenia i posłuchania muzyki, oczywiście w skanerze, ale że muzyka go zagłuszyła, to nie szczególnie mi przeszkadzał.
Potem po małej przerwie była druga część, w której właściwie było tylko jedno zadanie, były literki w odbiciu i normalne n, t, k i chyba jeszcze jakaś, i trzeba było zaznaczyć kiedy wyświetlają się dwie te same litery, mogły być odbite, mogły być nie, a że sama na początku miałam problem z ogarnięciem tego zadania, to powiem Wam obrazowo, musiało być na linijce np. 2n czyli mogło być n odbite i zwykłe, dwa odbite, i dwa normalne, i w każdym z tych przypadków należało zaznaczyć że tak, są to dwie takie same literki, a że miałam już trochę przemęczony mózg, to kombinowałam na początku o co chodzi, ale ogarnęłam.
Potem był czas na wersję papierową i kilka pytań, najtrudniejsze były te o dominującą rękę, której używasz do czegoś tam, a do tamtego itd, ludzie, ja tego nie wiem! 😀
Chyba jedyne pytanie z tego zestawu, na które byłam w stanie odpowiedzieć bez analizy, dotyczyło jedzenia łyżką zupy. 😀
W prawie wszystkich pozostałych zaznaczyłam, że obojętne.
Potem były jakieś ćwiczenia, typu musiałam czytać zdanie i mówić czy jest prawdziwe czy fałszywe, musiałam w minutę przeczytać całą stronę jakichś dziwnych zlepków liter, udających wyrazy, i tak, zdążyłam! Został mi tylko jeden wyraz z którym się nie wyrobiłam.
Musiałam liczyć ile liter l jest w tabelce w danej linii, podawać definicję słów itd, skojarzyło mi się to trochę z takim rozbudowanym testem psychologicznym, w sensie z takim, jak robi się np. by uzyskać ożeczenie, miałam coś takiego przed liceum, gdzie jedna z Pań zapytała się z przerażeniem mojej rodzicielki, "A jak jej coś przeczytam, to ona mnie zrozumie"? Myślałam że wyjdę z siebie i stanę obok, swoją drogą ostatnio jakoś częściej niż zwykle mówią o mnie per ona, i zadają ludziom, którzy są ze mną różniste pytania. Różnica tylko taka, że tu nie pytali mnie co jest po kwietniu. 😀
Na koniec dostałam kulki magnetyczne, Pani stwierdziła, że mózg jest, (uffff, a już myślałam, że znajdzie tylko wieelką pustkę :D))wynagrodzenie pieniężne, czy jak tam to określić, i wybrałyśmy się z rodzicielką do hotelu, gdzie czekało nas duużo niespodzianek.
najpierw płatny parking, 45 Zł za dobę, NO oK, wszystko dobrze, ale gdzie jest wejście, jak tu wjechać, rodzicielka kombinowała, dzwoniła do hotelu itd, a w końcu i tak skończyło się na tym, że stanęłyśmy gdziekolwiek i najpierw poszłyśmy ogarnąć gdzie mamy pokój i zapytać o wszystko, o co było trzeba. 😀 A zestaw pytań był dość długi.
Jakby co Hotel też jest zapewniony z racji udziału w badaniu.
Poszłyśmy do recepcji ogarnąć, jaki mamy pokój, co z parkingiem itd. Kiedy wszystkiego się dowiedziałyśmy, ,poszłyśmy ogarnąć samochód i chciałyśmy wrócić do hotelu.
Trzeba Wam wiedzieć, że były tam dwa hotele, jeden z dopiskiem Budżet, drugi bez, pierwszy człon nazwy w obydwu był taki sam, poszłyśmy do jednego z nich, wjechałyśmy na trzecie piętro, i uwaga! Nie ma takiego pokoju, poszukałyśmy raz, drugi, trzeci, aż poprosiłyśmy o pomoc Pana z dołu, który na początku z ogromną pewnością siebie powiedział, że nie może być tak że nie ma, w końcu jednak ruszył się z miejsca i poszedł z nami, mądrzył się gdzie trzeba iść, i próbował pokazać że jest wyżej w chierarhi niż jacyś goście z Radomia, pff. 😉
Po czym okazało się, że rzeczywiście nie ma, jak można się domyślić z początku tej historii, poszłyśmy nie do tego hotelu co trzeba, ale potem był przygód ciąg dalszy.
Do pokoju nie było klucza, tylko karta, wchodzimy a tam ciemność, aż się zaczęłyśmy śmiać, że to jest pokój dostosowany pod niewidomych, choć nie do końca pode mnie, bo jednak ze światła zdarza mi się korzystać. Okazało się, że światło również działa na kartę. 😀
A razem ze wszystkimi światłami w pokoju, włączył się również telewizor. 😀
Kiedy już ogarnęłyśmy wszystko, co było możliwe do ogarnięcia, stwierdziłam, że idziemy coś zjeść, bo siedzenie od 21 w hotelu jest marnowaniem czasu.
Poszłyśmy na poszukiwania jakichś fast foodów, przyznać trzeba, że trochę nam to zajęło, bo tamte rejony Warszawy nie są nam zbyt dobrze znane.
Wylądowałyśmy w KFC, warto było. 🙂 Choć zdecydowanie wygrywa McDonald, a i 15 stripsuw na nas dwie, obydwie spożywające przeogromne ilości pokarmów, to tak gdzieś o siedem za dużo, także miałyśmy je też na następny dzień. 😀
Potem wróciłyśmy do hotelu, rodzicielka zajęła się sobą, ja czytaniem, obejrzałyśmy wspólny film z ZMD, domu tymczasowego, który uwielbiam, i udałyśmy się na spoczynek do wyjątkowo wygodnych łóżek. 😀
Następnego dnia niestety trzeba było wstać z budzikiem, by zdążyć na hotelowe śniadanie, nam nie był on potrzebny, bo obudziły nas wibracje wydobywające się zewsząd, m.in do rodzicielki postanowił ktoś zadzwonić tak tak, właśnie o ósmej rano, do ukatrupienia! 😀
Śniadanie było pyszne, potem miałyśmy zamiar iść do ZOO i nawet się udało, choć nie obyło się bez zgubienia się w hotelu. 😀
W ZOO zakupiłam sobie brajlowski przewodnik, który zawiera w sobie troszkę ciekawych, a zdecydowanie więcej nieciekawych informacji, przynajmniej do połowy, dalej na razie nie wiem, ale o tym później.
W ZOO moją uwagę przykuła matka, bardzo źle traktująca dzieciaki, najpierw przytrzymała dziewczynkę siłą do zdjęcia, a potem do drugiego dziecka, które na chwilę odeszło, powiedziała dość głośno, "wróć, bo Cię uderzę!", niestety nie jestem na tyle odważną osobą by zareagować, a to może i lepiej, bo znając takie osoby, oberwać się może nie tylko tym, którzy zwracają uwagę, ale potem i dzieciom, a tego nikt by nie chciał.
Zwierzaki prezentowały się tak jak za poprzednim razem, zwyczajnie, i niestety mało które chciały współpracować i wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki, ale samo przebywanie tam jest dla mnie przyjemne, a przy okazji rodzicielka może sobie popatrzeć, choć ogólnie co do takich miejsc mam zdanie mieszane, bo z jednej strony bardzo zależy mi na ochronie zwierząt, i jak nie którzy wiedzą, przez pewien okres nie jadłam mięsa, musiałam do niego wrócić przymusowo, ale gdy skończę szkołę planuję na zawsze je porzucić, z drugiej strony jednak Ogrody Zoologiczne pomagają przetrwać tym najbardziej zagrożonym gatunkom, a zwierzaki wcale nie mają tam takich złych warunków, choć pewnie są przestymulowane.
Potem złapał nas deszcz, i trwał całą drogę powrotną, podczas której czytałam przewodnik.
Brakuje mi w nim informacji konkretnie o zwierzętach, jest ich kilka, ale przeważająca część to informacje o dyrektorach, Żabińskich itd, i tak zgadzam się, że historia jest ważna, ale kupując przewodnik po ZOO miałam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej o gatunkach, poszczególnych mieszkańcach. itd, zobaczymy, może w drugiej połowie, której jeszcze nie zdążyłam przeczytać coś takiego będzie.
A propos przestymulowania, liczyłam się z tym, że badania odchoruję migreną, bo jednak skaner wydaję dużo różnych, mało przyjemnych dźwięków, i nie myliłam się, choć migrena była odwleczona w czasie, bo przyszła do mnie dopiero w czwartek, ale tak silna, jakiej dawno nie miałam, na szczęście solpa dała radę. 🙂
NO, to chyba tyle. 🙂 Nie obiecuję, że uda mi się pisać bardziej regularnie, ale się postaram, bo myślę że szkoda by było, żeby ten blog umarł. 🙂
Pozdrawiam i podziwiam cierpliwych, którzy dotrwali do końca! 🙂
Witajcie.
Jak niektórzy wiedzą, zdarza mi się pisać ściągi do angielskich słówek na podstawie własnych skojarzeń. Dzisiaj stwierdziłam, że podziele sie jedną z nich, jeśli byście chcieli więcej, to mówcie.
Słownictwo 3: Kultura i sztuka
Art – sztuka – myślę, że raczej każdy to wie, artysta od tego powstał.
Background – tło – taki jakby grunt pod coś, czyli właśnie tło.
Brush-stroke – pociągnięcie pędzla – brusch to też szczotkować, a stroke, jak sroka, to pendzel, więc jakby szczotkowanie pędzlem, czyli pociągnięcie.
Carve – rzeźbić – trochę z miastem Karwia mi się kojarzy.
Foreground – pierwszy plan – brak skojarzeń.
Image – obraz – mówi się czasem, że ktoś/coś zmieniło swój image, i o to właśnie chodzi, wygląd, obraz.
Landscape – krajobraz, pejzaż – wyjście lądowe, czyli krajobraz, bo krajobraz powstaje wtedy, gdy się coś wyrzeźbia w ziemi np.
Masterpiece – arcydzieło – Kawałek szefa by wyszedł w dosłownym tłumaczeniu, a więc jeśli szef stworzy arcydzieło, to jest to jakby jego kawałek, kawałek jego twórczości, być może też jego duszy.
Replica – kopia, replika
Reproduce – odtwarzać – jest w polskim takie słowo, jak reprodukcja.
Restore – odnawiać – w Quentinie, jest coś takiego, jak ristore a table, czyli zapisz, odnów.
Sculptor – rzeźbiarz – od skalpela, lekarz na operacji plastycznej też rzeźbi, no nie? Inna rzecz, że jak przychodzą na tą operacje, to nie zawsze jest w czym rzeźbić, a on musi, biedny.
Self-portrait – autoportret – łatwe.
Setting – sceneria, środowisko, tło – setting, to także ustawienie, ale OK.
Sketch – szkic – polski kabaretowy skecz, tylko że inaczej pisany.
Still life – martwa natura – Hm. Still, to jeszcze, a life, to życie. WIęc w sumie w dosłownym tłumaczeniu można powiedzieć jeszcze życie, czyli taka dogorewająca natura, która jeszcze przez sekundę żyje, ale jednak jest w procesie umierania.
Trainee – uczeń, praktykant – trochę jak pociąg.
Material – materiał
Concrete – beton beton jest raczej dość konkretny. D
Copper – miedź – z cooperative mi się kojarzy, czyli z jakąś jakby współpracą.
Steel – stal
Amazing – niesamowity, zdumiewający – jak Amazonka, w dżumie było o takiej wspaniałej, zdumiewającej amazonce, kojarzy ktoś poza mną? KOnkretniej w pierwszym zdaniu książki Granda.
Ancient – starożytny, antyczny – nauczyć się trzeba.
Disappointed – rozczarowany –
Extraordinary – nadzwyczajny – ordynarny od razu.
Fascinate – urzekać, zachwycać – po prostu można by było napisać fascynować, ale trochę o co innego tu chodzi. Anglicy mają specyficzne struktury wyrażania pewnych myśli. I nie zawsze da się jednoznacznie przetłumaczyć na polski tak, żeby ująć cały sens.
Foundation – podstawa, cokół – kamień węgielny naprzykład, od fundamentu/fundacji.
Imaginary – zmyślony, wyimaginowany – Wyimaginowany, to oddaje sens tego słowa.
Impressive – robiący wrażenie – impresjonizm mi się kojarzy, on raczej robi wrażenie.
Lesser-known – mniej znany – leser, to ktoś leniwy, czyli takie jakby leniwie znany, czyli po polsku mniej znany,
Marvellous – cudowny – cudowny jak, marchew, nic innego mi do głowy nie przyszeszło. D
Mysterious – tajemniczy – z mystery tv można skojarzyć, powinno pomóc.
Over-exposed – zbyt często pokazywany – dosłowne.
Peculiar – dziwny, specyficzny, osobliwy – trochę od spekulacji któe zazwyczaj dotyczą jakiś dziwnych, specyficznych osób/zjawisk.
Precious – cenny, wartościowy – znam to słowo, nie wiem skąd, ale znam, i pamiętam, choć nie mam skojarzeń, bo jest dla mnie dość mocno oczywiste.
Prehistoric – prehistoryczny
Rare – rzadki – rzadki, jak win rar, bo zazwyczaj ludzie jakiś innych ustrojstw używają.
Remarkable – wybitny, godny uwagi, niesamowity – Brak skojarzeń.
Ridiculous – śmieszny – trudne.
Striking – uderzający – stright, to chyba z jakichś gier jest, nno w każdym razie, coś z biciem/uderzaniem, ale tu chyba chodzi o inny rodzaj uderzania w sensie np. uderzające piękno.
well-known – znany – dosłowne.
Sightseeing – zwiedzanie – trudne, ale też dobrze mi znane. Ogólnie od bycia na zewnątrz
admirer – wielbiciel/ka- ooo, trochę jak administrator.
event – wydarzenie
indoors – w domu, w budynku – indor, mówiłam wam o tym, po za tym w drzwiach, czyli w wewnątrz.
outdoors – na dworze, na polu (w Polsce południowej) – za bramą, pamiętacie? Ewentualnie, czy byłaś kiedyś za drzwiammi. Have you ever bin outdor? 😛
site – miejsce – site to także strona.
venue – miejsce (np. pokazu, wystawy)
Witajcie! Dawno mnie tu nie było, więc chyba wypadało by ten stan rzeczy zmienić. Jak tam u mnie? A no, jest OK. Spróbuje Wam opisać zeszły tydzień – przed rozjazdem, od 21 do 25 października jak zwykle wpis z opóźnieniem, o przerwie listopadowej, też się pewnie kilka słów kiedyś pojawi.
W poniedziałek, standardowo, zaczęliśmy tydzień od pobudki z Siostrą Janą Marią, wstałam, ogarnęłam się mniej więcej, i poszłam udawać, że jem śniadanie, po czym uciekłam do pokoju, czekać na Izę, swoją drogą, zawsze tak robię, niezależnie od wszystkiego, większość poranka spędzam w pokoju,a wychodzę tylko wtedy, kiedy muszę. Potem wybrałyśmy się z Izą do szkoły. Na pierwszej lekcji mieliśmy godzinę wychowawczą, na której namawiałam pana, do poczytania książki o PRL-u, a chodziło o to, że kiedyś Pan dał mi jakiś podręcznik, żebym miała co czytać na okienku, i było tam o komunizmie itp. A na ostatniej lekcji dał mi za to podręcznik, który był pisany w czasach komunizmu, eh, co za wyczucie! Na godzinie wychowawczej ogólnie zajmowaliśmy się ustalaniem stopni na połowę semestru..
Następną lekcją była historia, na której Pan kulturalnie odebrał mi książkę, nie dając skończyć czytanego zdania, i przełączył moją uwagę na lekcje. YYY. Nie poskutkowało, bo i tak nie byłam zbytnio skupiona, nie wyspałam się!
Następnie mieliśmy religię, fajny przedmiot, nie powiem. W poniedziałki zazwyczaj zagląda do nas diakon Łukasz, a nasz ksiądz Michał siedzi, i obserwuje, śmiesznie było.. A potem nadeszła długa przerwa, na której stwierdziłam, że po dwóch miesiącach mam dosyć szkolnych kanapek, i pożyczyłam od Izy sevendaysa, dobry był, ,bardzo.
Po długiej przerwie wybrałyśmy się na niemiecki. Lubię ten przedmiot nawet, bo nie wymaga zbyt wiele uwagi, można sobie siedzieć, czytać i się udzielać, albo w sumie nie udzielać też, bo i tak nigdy nie można dostać plusa, więc udzielać się nie warto. Przez całą lekcję Pan pytał nas ze słówek, po czym i tak nie wystawił ani jednej oceny, bo stwierdził, że dopowiemy jutro, jak się lepiej nauczymy.
Potem poszliśmy na matmę, straszny przedmiot! Pan generalnie jest dość bardzo wymagający i surowy, a nie którzy próbują z nim dyskutować, przez co, często obrywa cała klasa, ale nie zamierzam wchodzić w szczegóły. A potem, a potem zrobili nam nadzieję! Pani od polskiego jechała na wycieczkę, i stwierdziła, że może nas wziąć, po czym się okazało, że jednak nie ma miejsca, i musimy wrócić na matmę, ale nadprogramową, która jest zastępstwem. Straszne to było! A tak apropos, każde zastępstwo, jakie nam dają, to albo jest niemiecki, albo matma, względnie polski, ale na to narzekać nie mogę, a ostatnio nawet mieliśmy zastępstwo z psychologiem, z czego ja byłam niezmiernie szczęśliwa, niektórzy wiedzą dla czego.
W poniedziałek po szkole w teorii nie miałam żadnych zajęć, a w praktyce, zamieniłam się z Izą na orientację, więc od siedemnastej do dwudziestej byłam wyciągnięta z życia. Ciężko było. Najpierw poszliśmy do pracowni orientacji przestrzennej, w której odkryłam, że w sumie to plany są trudne, a gra w kółko i krzyżyk jeszcze trudniejsza! Nie nie, ja nie grałam, byłam tylko w roli obserwatora patrząc, a raczej słuchając, jak Pani Marta uczy Zuzię gry, hm, chyba podziękuję. W pracowni miałam też okazję zobaczyć domek dla lalek, z windą na korbkę.
🙂 Potem wybraliśmy się w podróż do Jabłonek, trafiłam, nie zginęłam, cud! A potem, od internatu chłopców miałam dojść gdzieś tam, no nieistotne, a doszłam do Szkoły specjalnej, nie pytajcie czemu! Pomyliły mi się strony, i tak wyszło. Po kolejnym powrocie do internatu wybraliśmy się na wieś laski, wyszliśmy bramą południową, przeszliśmy się zimnym, ciemnym strasznym lasem, który i tak poprzednim razem był bardziej straszny, a teraz już bardziej, jak by to rzec, oswojony. Przeszliśmy ośrodek na około, i wróciliśmy bramą północną, więcej informacji nie mam… Wiem tylko, że jest tam kościół, i jakieś sklepy, i bramy, dużo bram.
Po orientacji odmawiałam posłuszeństwa pod każdym względem, a mojej sytuacji nie poprawiało to, że miałam jeszcze matematykę do zrobienia.
Wtorek zaczęliśmy matematyką. Nie nie i jeszcze raz nie, mało że przedmiot straszny, to jeszcze rano! Potem mieliśmy angielski, ulga dla ludu! Zwłaszcza, że nic prawie nie zrobiliśmy, bo Pani szukała kartkówek, czy czegoś w podobnej konwencji, czego i tak nie znalazła.
Następnym przedmiotem była chemia, ciężej, o wiele ciężej, zrobiliśmy temat o promieniowaniu, długie, trudne, koszmarne, i w ogóle… A ja w między czasie zdążyłam odkryć, że nie działa mi klawiatura w braillesensie, no cóż, bywa i tak. A więc na chemii siedziałam, i rozkminiałam, jak zapisywać indeksy na komputerze..
Później, nastąpił polski, bardzo lubiany przez nas przedmiot i Pani…
A potem mieliśmy informatykę, której w rzeczywistości nie mieliśmy, zamiast tego mieliśmy matematykę, bo nic innego by nam nie dali, ale z Panem Maćkiem, miła odmiana, bardzo miła!
A ostatnim szkolnym przedmiotem tego dnia, był niemiecki.. Uzbierałam piątkę ze słówek, co mnie bardzo ucieszyło.
Wtorek jest generalnie trudnym poszkolnie dniem, ale mi to odpowiada. Odpoczęłam, i poszłam na chór, gdzie zaczęliśmy robić jakieś skomplikowane dzieła, a tak poważnie, to przez całą próbę siedzieliśmy nad jednym kanonem, i wygłupialiśmy się z alikwotami, CI co wiedzą, to wiedzą. 🙂
A po chórze, poleciałam na Showdowna, fajnie było! przegrałam, jak zawsze, po czym drugi mecz wygrałam, opłacało się iść!
Środę zaczęliśmy angielskim, na którym siedzieliśmy nad modułami, i czytaliśmy jakieś teksty. Pani doszła też do wniosku, że skoro chcę iść na rozszerzenie, to trzeba zacząć działać w tym kierunku, słusznie, bardzo słusznie!
Potem mieliśmy historię, ciężko, oj ciężko, ale plus był taki, że poprawiłam sprawdzian, i kartkówkę również napisałam dobrze, więc w zasadzie poprawiło mi to humor.
Potem była geografia, na której część pracowała z mapą, a druga część poprawiała kartkówkę. którą mnie udało się zaliczyć za pierwszym podejściem.
A potem, był mój najukochańszy przedmiot poza angielskim.
Filozofia! pani Asia powiedziała mi piękne, "Bądź dobrym dzieckiem, i zanieś mi to do klasy", stwierdziłam, że jeśli mogę, to sobie na nią poczekam, pozwoliła. W klasie Pani zaczęła pytać Izę, a ja jej w tym usilnie przeszkadzałam, zgłaszając się. Pani Asia, jak to Pani Asia, dyplomatycznie mnie ignorowała. Ale potem doczekałam się swojego! Pani zapytała i mnie, i dostałam czwórkę. Na koniec lekcji, Pani Asia doszła także do wniosku, z wielką radością z resztą, że doszedł jej mail ode mnie, co jest czymś nowym, bo zazwyczaj i mnie, i jej pokazuje się, error.
Potem mieliśmy matematykę, na której robiliśmy jakieś trudne, jak zawsze, zadania, nic nowego.
A potem był WOS, co było dość przerażające, bo mieliśmy pierwszy sprawdzian. Pani stwierdziła, że nie pozwala pisać na komputerach, bo jak się tak pisze, to można ściągać, i że mamy iść po maszyny, sprawdzian był trudny, i niesympatyczny, 😀 Pozdrawiam panią Anię, polonistkę. I Panią Gosię, byłą polonistkę, Na pewno były by dumne.. 😛
A potem była matematyka wyrównawcza, kocham ten przedmiot o wiele bardziej, niż podstawę i wszystko co z nią związane. Chodzę, bo powinnam ogarnąć notację, ogólnie notacje już ogarnęłam po większości, ale chodzę dalej i mam zamiar chodzić jeszcze długo, bo lubię.
A potem miałam fortepian, fajna Pani, fajny przedmiot, i fajny instrument. Nauczyłam się akompaniamentu do utworu "Orzeł biały" z powstania warszawskiego, ładny, ale smutny.
A po fortepianie miałam wolne do końca dnia, co było bardzo radosne. Spożytkowałam go na zrobienie lekcji, pogranie na fortepianie, i pójście z Izą na wieczernicę dotyczącą powstania warszawskiego
W czwartek, zaczęliśmy matematyką rozszerzoną, na której robiliśmy podstawę, lubię ten przedmiot, sympatycznie jest.
Potem był polski, na którym mówiliśmy o plejadzie poetów starożytnych, fajny temat, choć dość trudny.
A potem klasa miała dwa WF-y a czemu klasa, a nie ja? BO ja się zwolniłam, i pan ze smutkiem stwierdził, że nie chcę akceptować zwolnienia, bo nie lubi, jak uczniowie się zwalniają, ale jeśli napisał je wychowawca, to niestety powinien, więc zaakceptował, i miałam okienka Jedno spędziłam na nauce biologii do sprawdzianu, a na drugim poszłam męczyć P.Asię psycholog, podziwiam za cierpliwość!
Potem były angielskie, na których robiliśmy moduły, kocham ten przedmiot, mówiłam to już? pewnie tak.
A potem była biologia, na której był trudny sprawdzian, jak zawsze, a w sumie poprawa sprawdzianu, poszło mi w miare, też jak zawsze. 😉
W czwartek po szkole, zawsze mam fortepian, co jest o tyle straszne, że mam pięć minut na ubranie się, i przejście do A300, ten kto wie gdzie to jest, to dobrze, a ten kto nie wie, można się dowiedzieć. No w każdym razie, raczej nie zdarza mi się nie spóźniać, na fortepianie robiłam sobie akompaniament do Orła białego, polubiłam to już i ogarnęłam w sporej części.
W piątek zaś, zaczęliśmy religią, na której, jak zwykle miały miejsce ciekawe dyskusje…
Następnie mieliśmy fizykę, a właściwie dwie. Jedną sami, a drugą z pierwszą B, zastępstwo za angielski.
Na pierwszej pisaliśmy trudną kartkówkę, i robiliśmy temat, a na drugiej oglądaliśmy bardzo ciekawy film, o katastrofie, a właściwie o spuszczeniu bomb na Hiroszimę i Nagasaki.
Potem zaś mieliśmy rozszerzoną matmę, na której robiliśmy podstawę, i uczyliśmy się EDB, za zgodą Pani, oczywiście..
Następnie mieliśmy polski,..
Ostatnią lekcją zaś było EDB, na którym był sprawdzian, z którego dostałam piątkę, i piątkę z aktywności, i w ogóle mam piątkę na pierwszy trymestr. <3 A poza tym, Pani stwierdziła, że mamy pić dużo wody, a co więcej, nawet sama nam tą wodę na lekcję przyniosła. 🙂 Pozdrawiam i lubię. <3
A po szkole, doszłyśmy z Agatą do mądrego wniosku, że pójdziemy sobie na huśtawki dla pierwszej i drugiej grupy. Było bardzo sympatycznie. A wieczorem, gdy Iza wróciła z orientacji, wybrałyśmy się na wolontariat, do młodszej grupy specjalnej, gdzie również było sympatycznie, choć pracowicie. 🙂
Pozdrawiam Was, i zachęcam do czytania i komentowania. Ps. standardowo, dajcie znać kto dotrwał. 🙂