Kategorie
Koncik recenzji wszelakich.

OBiecana recenzja, „Gwiazd naszych wina”

Witajcie~!
Jak już wiecie, w zeszłym tygodniu przeczytałam piękną, ale też pobudzającą do refleksji książkę, Pt "Gwiazd naszych wina".
Życzę Wam miłego czytania!

On/ona ma raka. Tak krótkie zdanie, a wywołuje tyle emocji. W zależności od tego, jak bliska jest nam osoba, którą spotyka ta choroba. Jesteśmy zaskoczeni, załamani, czy smutni. Denerwujemy się na niesprawiedliwość losu. Jeszcze bardziej rozgniewani na los jesteśmy w sytuacji, gdy tragedia dotknie niepełnoletnią osobę, która ma jeszcze tyle do przeżycia, która może w życiu osiągnąć jeszcze tak wiele.
Staramy się coś zrobić. Jeśli nie możemy dokonać cudu, próbujemy sprawić życie chorego wyjątkowym, pokazać mu, że ma dla kogo żyć, i że nie powinien się poddawać. Bywamy czasem naiwni, ale przecież mamy dobre intencje.
John Green podjął się zadania, które wymagało wiele wysiłku, mianowicie napisał książkę, której celem było ukazanie młodych ludzi walczących ze straszną chorobą, jaką jest nowotwór. Autor starał się ukazać ich takimi, jacy są, ze wszystkimi ich słabościami, marzeniami. Dodatkowo postanowił, że książka ma być przeznaczona dla młodzieży.
Historia opisana w książce, wydaje się stosunkowo prosta. Główna bohaterka, szesnastoletnia Hazel, cierpi na nieuleczalną formę raka tarczycy w czwartym stadium, z przerzutami do płuc, które sprawiają, że dziewczyna ma trudności z samodzielnym oddychaniem.
Dzięki wynalazkom medycyny, udaje się przedłużyć jej życie, jednak wszyscy mają świadomość tego, że dzień śmierci Hazel nieuchronnie się zbliża .
On, Augustus, stoczył już swoją walkę z rakiem tkanki kostnej, przez którego amputowano mu nogę.
Mimo tego, jest szczęściarzem, Jego choroba należy do uleczalnych.
Augustus czuje się świetnie, mimo to przychodzi na grupę wsparcia, dla Dzieci z rakiem. Pojawia się tam, aby potowarzyszyć koledze, i udzielić mu wsparcia. Na owej grupie wsparcia poznaje Hazel. Między Hazel a Augustusem rodzi się niewinne uczucie.
Dziewczyna poleca Augustusowi swoją ulubioną książkę. Augustusowi książka przypada do gustu. Postanawiają razem poszukać pisarza, aby odpowiedział im na nurtujące ich pytania.
Faktem jest, że to nie pierwsza książka o śmiertelnej chorobie wśród młodych ludzi, a także o ich miłościach.
Jest jednak coś, co tę książkę wyróżnia, jest tym podejście autora. Temat tak poważny jak rak często przedstawia się w sposób upiększony. Chorego przedstawia się zazwyczaj jako nadczłowieka, kogoś wyjątkowego, kogoś kto mimo swojego, młodego wieku posiada już ogromną mądrość życiową. Prawda głoszona przez Greena jest inna. Dzieci walczące z chorobą, mają mnóstwo ciężkich doświadczeń, ale nadal pozostają tylko dziećmi.
Z pewnością ich życie jest zapisane w sercach osób, które były im bliskie.
Hazel jest zwykłą nastolatką, nie szczególnie utalentowaną, i nie zbyt mądrą.
Od lat, z uporem maniaka próbuję uzyskać odpowiedź na pytanie, co stało się z bohaterami jej ulubionej książki, świadczy to o jej naiwności.
Większość z nas zna to uczucie, kiedy książka się kończy, pozostawiając nas z wieloma pytaniami, na które nie uzyskamy odpowiedzi.
Jesteśmy sfrustrowani, jednak, z biegiem czasu przestajemy o tym tak intensywnie myśleć. W wypadku Hazel było inaczej, za wszelką cenę próbowała znaleźć odpowiedzi, na nurtujące ją pytania.
Hazel jest normalną dziewczyną, którą miotają przeróżne emocję.
Zdarzają się w jej życiu chwilę, w których bardzo by chciała, żeby otoczenie wreszcie przestało patrzeć na nią przez pryzmat chorej osoby
Bohaterka wychodzi z założenia, że jeśli ma nie wiele czasu, to ma prawo decydować, jak go wykorzystać.
Z jednej strony, Ogromnie potrzebuje uczucia, a z drugiej bardzo boi się krzywdzić swoich bliskich.
– Jestem granatem – powtórzyłam. – Chcę trzymać się z dala od ludzi, czytać książki, rozmyślać i spędzać czas z wami, ponieważ i tak nie mogę zrobić nic, żeby was nie zranić. Jesteście zbyt zaangażowani, więc pozwólcie mi po prostu żyć tak, jak chcę, dobrze? Nie mam depresji. Nie muszę nigdzie wychodzić. I nie mogę być typową nastolatką, ponieważ jestem granatem.

Hazel cały czas toczy walkę z samą sobą, swoją chorobą, oraz otoczeniem. Nie kiedy odnosi małe sukcesy, jednak równie często przegrywa.

Augustus wydaje się być nieco bardziej dojrzały. Możliwe, że to przez jego doświadczenia, ale równie prawdopodobne, że to z powodu tego, że Jemu już nie wiele grozi.
Szanse na powrót jego choroby są znikome.
Dlatego też całą swą energię poświęca bliskim, którzy nadal z nią walczą. \
Nie oznacza to jednak, że Augustus, jest chodzącym ideałem.
Jemu również zdarzają się chwile słabości, zwątpienia,
Hazel i Augustus, tworzą specyficzną parę, która wciąż próbuje znaleźć swoje miejsce na ziemi.
"Miewają oni lepsze i gorsze chwile. Nie są lepsi ani gorsi. Pomijając brakującą nogę i maszynę do podtrzymywania oddechu, są całkiem normalni. Śmieją się i płaczą, kłócą i kochają. Po prostu żyją…"
"Gwiazd naszych wina" to książka przeznaczona dla nastolatków, i opowiadająca głównie o nastolatkach, jednak warto zwrócić uwagę na występujących tam dorosłych.
Rodzice chorych dzieci doświadczają ogromnego cierpienia, jednak muszą być silni i za siebie, i za Swoje dzieci.
– Nie jesteś granatem, nie dla nas. Myśl o twojej śmierci nas zasmuca, Hazel, ale nie jesteś granatem. Jesteś cudowna. Nie wiesz tego, kochanie, ponieważ nigdy nie miałaś córki, która staje się błyskotliwą młodą czytelniczką z hobby w postaci koszmarnych telewizyjnych programów, ale radość z powodu twojego istnienia jest o wiele większa niż smutek z powodu twojej choroby.
Dla swojego dziecka rodzice pragną wszystkiego, co najlepsze, jednak muszą bardzo uważać, aby nie stać się nadopiekuńczymi.
Green porusza jeszcze jedną, bardzo ważną kwestię – fakt, że po śmierci dziecka życie rodziców, będzie toczyć się dalej. Czy jest egoizmem myślenie właśnie o tej przyszłości? Snucie planów, podejmowanie działań, których efektów dzieci nigdy nie ujrzą?

Pozdrawiam Was, i zachęcam do komentowania!

Kategorie
Rozważania

Uwaga, wyjątkowo, będzie narzekanie!

Uwaga narzekanie!
Witajcie. Prowadziłam dziś konwersację z pewną osobą, i powiedziałam jej, że coraz częściej zastanawiam się nad tym, co kiedyś zrobiłam źle, i co bym mogła naprawić. Spytała mnie, a w co się tak intensywnie zagłębiasz? Miałam odpisać prywatnie, ale tak się rozpisałam, że postanowiłam to tu zamieścić, i sobie trochę ponarzekać.
Moja odpowiedź na pytanie, "W co się tak intensywnie zagłębiasz? Brzmi
W relacje, w to, jak postąpiłam, co mogę naprawić, nad jakim problemem powinnam popracować. Mam blokadę, do niektórych osób. Bo byłam z nimi w toksycznej relacji, bo oni Mi coś złego zrobili. A przecież nie po pracuje nad nimi. Oni mnie krzywdzili, ale Im pewnie to uszło płazem, a Ja powinnam pracować, żeby sobie pomóc. Żeby zamknąć drzwi przeszłości, i patrzeć tu, i teraz. Żeby się poodcinać, od tego, co obniża Mi poczucie wartości. Ale nie umiem, nie ze wszystkim daje radę, i mocno Mnie to przybija. Bo ja chcę zamknąć jeden rozdział, zacząć drugi. Ale nic z tego, to wszystko powraca, powracam do tych relacji, do tych błędów. Chętnie bym tym osobą coś powiedziała, ale, nie, nie powiem, bo jeszcze sobie coś pomyślą. Z jednej strony, chcę być na to otwarta, umieć o tym mówić, a z drugiej, nie chcę tym osobą o tym mówić. I ląduję w czarnej dziurze bez wyjścia. Pomiędzy jednym a drugim. a to, że Ci ludzie wszystko komplikują masakrycznie, że jedni nastawiają Mnie przeciwko drugim, itp, to jest inna rzecz, i wcale Mi to sytuacji nie ułatwia. I po prostu ciężko jest komukolwiek wierzyć, każdy robi tak, żeby było dla niego dobrze, a inni to już nie ważni. Usilnie się zastanawiam, dla czego niektórzy ludzie są takimi egoistami? Wiem, oczywiście, że Ja też nie jestem święta, popełniam wiele błędów, ale staram się Je naprawiać, a nie od nich uciekać. Często Ci ludzie, którzy coś zepsują, kłamią, masakrycznie kłamią, i przekręcają to wszystko tak, żeby było na ich korzyść. A przecież powinno się Im wierzyć, przecież nie powinniśmy od razu zakładać, że każdy kłamie. Ale z drugiej strony, skąd mamy wiedzieć, że Oni Nas okłamują? Jeśli nie wiemy, co zrobili, to nie możemy tego zweryfikować. I, jak tu można mieć bezgraniczne zaufanie do kogokolwiek? Jeśli kogoś nie znamy, to nie możemy zweryfikować informacji, o jego przeszłości, o tym, co zepsuł, o tym, jak zachowywał się w relacjach z innymi, a przecież warto by było mieć o tym Kimś informacje, od Kogoś poza nim. I w związku z powyższymi zdaniami, jak zbadać to, Kto mówi prawdę. Powiem Wam,, że nie raz się przekonałam, o tym, że pozory mylą, że Ci, o których mamy dobre zdanie potrafią być źli,i na odwrót. Że tak na prawdę nie ma reguł, w ocenianiu ludzi, każdego trzeba bliżej poznać, i każdemu dać szansę. Ale przecież to nie jest takie proste, i nie zawsze tak się da. Powiem Wam, że baaardzo nie lubię narzekać, ale skoro już dopadły Mnie przemyślenia, to stwierdziłam, że się nimi podzielę. Pozdrawiam Was, i zachęcam do dzielenia się swoimi przemyśleniami!

Kategorie
Codzienność.

Żywa biblioteka, i małe refleksje, czyli co tam ostatnio u Mnie?

Witajcie, jako, że ostatnio u Mnie sporo się działo, to postanowiłam tu co nieco poopisywać.
A więc tak, w środę rano miałam gości.
Przyszła do nas Mamy koleżanka, z córką.
Moja Mama, razem z ową koleżanką studiowała plastykę.
Pani Agnieszka zrobiła dla Nas króliczka w drewnie, baaardzo fajna ozdoba.
Postawiłam go na fortepianie, wśród pucharów, i innych gadżetów takich, jak metronom.
Ogólnie u Mnie na fortepianie stoi sporo rzeczy. 😀 Taka mała, domowa wystawka.
Okazało się, że dziewczyny tak, jak i My, kiedyś miały szczurki, więc z chęcią pobawiły się z naszymi ogonkami.
Później przyszła do Mnie przyjaciółka.
Obie jesteśmy zaprzyjaźnione ze stowarzyszeniem "Nowe Perspektywy". Jest to stowarzyszenie wspierania rodzin.
Kiedyś chodziłam tam na zajęcia, a teraz często bywam w roli Gościa.
Stowarzyszenie owo zostało zaproszone na uroczystości, które odbywały się w naszym mieście, z okazji dni Radomia.
Pani Prezes stwierdziła, że Mnie wykorzysta. 😀
Miałam być żywą biblioteką, i opowiadać o swoim życiu, ale okazało się, że to był tylko taki wstęp, i że tak naprawdę to te właściwe rozmowy będą we wrześniu.
Poszłyśmy na uroczystości we trzy, Ja, Kinia, znana tu pod nickiem Myszka, i Pani Gosia, która była przedstawicielką stowarzyszenia.
Pan,, który to organizował, dał nam chwilkę wolnego czasu, a więc poszłyśmy się rozejrzeć.
Stoisko miał między innymi, specjalny ośrodek szkolno-wychowawczy dla Dzieci niewidomych i słabowidzących, gdzie kiedyś chodziłam do pracowni wczesnego wspomagania rozwoju.
Na owym stoisku, Było sporo fajnych materiałów, wypukłe mapy, globusy, itp.
Za stolikiem siedziała Pani, która instruowała małe dzieciaczki, jak pisać na maszynie brajlowskiej.
Jak się później okazało owa Pani kiedyś uczyła Mnie brajla.
Po obejrzeniu różnych pomocy dydaktycznych, udałyśmy się z dziewczynami do Pana, który chciał Mi zadać kilka pytań, porozmawiałam z Nim, i powiedział, że generalnie możemy sobie iść.
Jeszcze raz podeszłam na stoisko ośrodka, aby zrobić sobie zdjęcie z ową Panią, no, i aby z Nią jeszcze porozmawiać.
Potem Pani Gosia Nas zostawiła, kilkakrotnie pytając czy damy sobie radę, baaardzo miłe z jej strony.
Prawdę mówiąc, to mieliśmy być tam przez dwie godziny, a okazało się, że wszystko zajęło nam pół godziny.
A więc stwierdziłyśmy, że pójdziemy się przejść.
Szłyśmy przez ponad czterdzieści minut, aż postanowiłyśmy, że wstąpimy do mojej Babci.
Babcia była zadowolona z naszej wizyty, poczęstowała Nas lodami, i porozmawiałyśmy na różne tematy.
Później, poszłam z Kinią na jazdy. Bardzo fajne przeżycie.
Podśmiewałam sie że jak bym kiedyś odzyskała wzrok, to już będę miała jedną lekcję jazd za Sobą 😛
Po jazdach okazało się, że autobus mamy dopiero za dwadzieścia minut, a więc stwierdziłyśmy, że po co czekać, przecież można iść pieszo.
I w ten oto sposób przeszłyśmy ponad połowę drogi do domu piechotą, co daje jakieś pięć przystanków. A, żeby było śmieszniej, ową drogę odbywałyśmy po dwudziestej pierwszej, także było już ciemnawo.
W czwartek,, siedziałam prawie cały dzień w domu, rozmawiając ze znajomymi.
Wieczorem zaś przeszłam się na dłuuugi spacer, a potem miałam kebaba.
To chyba z okazji meczu.
A najśmieszniejsze jest to, że o meczu dowiedziałyśmy się, jak już było kilka godzin po, ale i tak wygraną trzeba było uczcić.
Wczoraj wieczorkiem poszliśmy na wyprzedaże, Moja Mama kupiła sobie bluzkę, w takie fajne wielkie kulki, i spódnice, która bardzo daje po oczach, z powodu swego jaskrawego koloru.
A dziś sporo czasu spędziłam na czytaniu tutejszych blogów, i gadaniu ze znajomymi.
Miałam też przepyszne maliny.
Stwierdziłam, że jestem dziwna, nie jem pieczywa, staram się nie jeść słodyczy, żeby się odchudzić, a malin pochłaniam sporo, no miejmy nadzieję, że nie są tuczące. 😀
A podczas tych rozmów wysnułam takie refleksje. Ludzie widzący, często uważają, że nie Mają z Nami wspólnych tematów, i, że zupełnie inaczej postrzegamy świat.
A tak na prawdę, jesteśmy tacy sami, mamy podobne problemy, rozmawiamy na podobne tematy, i to co Nas różni, to brak wzroku.
Ja wiem, że nad tym tematem można by się było dłuuuugo rozwodzić, ale jakoś nie mam na to weny. 🙂
A co do książkowej recenzji, utknęłam w pewnym miejscu, i się dalej nie ruszyłam. Także nie wiem, kiedy opublikuję
A, że nie pokaże publicznie, czegoś co Mi się nie podoba, to sobie troszkę poczekacie.
Pozdrawiam, i zachęcam do komentowania!

Kategorie
Codzienność.

O zakończeniu roku słów kilka, i troszke książkowo.

Witajcie. Jak już wiecie w piątek miałam zakończenie roku, tak więc, wypadało by tu coś napisać. O dziewiątej piętnaście, mieliśmy pojawić się na dużej sali na akademię. Tyle, że Ja zapomniałam kupić torebek na upominki dla nauczycieli, więc zamiast na akademię, udałam się do Pepco. Kiedy przyszłam do szkoły, byłam święcie przekonana, że akademia się skończyła. Myliłam się! Prawie cała Moja klasa stała pod salą, w której mieliśmy otrzymać świadectwa. Na akademii z dwudziestu osób było, uwaga, uwaga! Trzy 😀 Także fulwypas. Kiedy akademia się skończyła, przyszła do nas wychowawczyni, aby wpuścić nas do sali. Zaczęła od rozdawania nagród. Nie podejrzewałam, że coś dostanę, ale jednak się myliłam. Dostałam kartę podarunkową do Empiku, i płytę z filmem "Ostatnia piosenka". A od moich cudownych Pań wspomagających dostałam pendrajwa i dyplom w brajlu. Więc zamiast słuchać, jak inni odbierają nagrody, czytałam sobie dyplom. Dla Kingi Czyżewskiej Drabik, za wzorowe zachowanie, i znakomite wyniki w nauce. No cóż, ja bym swoich wyników znakomitymi nie nazwała, ale nauczyciele widocznie stwierdzili inaczej. Moja średnia wynosiła cztery siedemdziesiąt jeden, także uważam, że źle nie było. Z zakończenia w podstawówce wyszłam z rękami pełnymi upominków. W sumie to nadal nie dopuściłam do siebie że są wakacje, nie wiem czemu tak, ale w tym roku tak właśnie jest. Po zakończeniu w podstawówce, poszłam na zakończenie do szkoły muzycznej. Był to dzień, w którym ukończyłam pierwszy stopień, także od czterech dni, jestem absolwentką pierwszego stopnia szkoły muzycznej. Na początku przypadkiem spotkałyśmy moją Panią od fortepianu. Pani uśmiechnęła się na nasz widok, upominek Jej się podobał, i powiedziała, że będziemy w kontakcie, i że we wrześniu się zobaczymy. Potem, troszkę mniej przypadkowo spotkałyśmy z Mamą moją wychowawczynię, wręczyłam jej upominek, podziękowałam za wszystkie lata, przez które Mnie uczyła, i poszłyśmy na pożegnanie absolwentów. Odbywało się ono na wielkiej sali koncertowej. Dyrekcja wręczała wszystkim uczniom nagrody, i świadectwa z wyróżnieniami, pod koniec poprosiła szóste klasy, na scenę. Każdy dostał świadectwo i gratulację. Po długich i wyczerpujących zakończeniach, udałyśmy się z Mamą na picce.
Uwaga, uwaga! Przez chwilę będzie książkowo!
w zeszłym tygodniu przeczytałam "Dziwny przypadek Psa nocną porą", i jakoś zapomniałam wam o tym napisać, recenzja, znajduje się na blogu użytkowniczki Monia 01, także tu jej nie będzie. Zaś w tą sobotę zaczęłam, a w niedziele skończyłam książkę Pt. "Gwiazd naszych wina". Obiecuję, że recenzję tu wstawię, ale najpierw muszę ją napisać, a idzie Mi jakoś średnio. Koniec informacji książkowych. 😀 Powrót do rzeczywistości. W niedziele z Mamą, partnerem mamy, i przyjaciółką, wybraliśmy się do Sky Jumpu. Czyli po polsku mówiąc, parku trampolin. Było bardzo ciekawie. Dorośli skakali, i się wygłupiali. Spotkaliśmy moją koleżankę z klasy, i jej brata, także wariowaliśmy razem. Jak tak się wyskakałam, to stwierdziłam, że tam sobie można nie źle kondycje wzmocnić. Po wykończeniu sił polecieliśmy wszyscy na lody. Jest u nas w mieście lodziarnia, która nazywa się mleczna, słynie z przeróżnie dziwnych smaków, i właśnie w owej lodziarni Ja wzięłam sobie wiśnie z pieprzem, partner mamy białą czekoladę z żurawiną, a przyjaciółka nie wiem co. 😀 Wczoraj nic ciekawego się nie działo, było deszczowo, z resztą, tak, jak w niedzielę. Jedyne plusy tego dnia, to to, że poczytałam sobie tutejsze blogi, i pojadłam przepysznych malin. A dzisiaj, mam w planach spotkanie z koleżanką. Pamiętajcie, recenzja na pewno będzie, obiecuję! Tylko nie wiem kiedy. Pozdrawiam, i zachęcam do komentowania!

Kategorie
Śmiesznawe śmiesznostki. Czyli pokręcona codzienność i nie tylko.

O kilku przygodach, czyli wpis na wesoło.

Witajcie. Jako, że ostatnio zbliża się koniec roku, miałam ograniczoną ilość czasu. Ale jeśli już go znalazłam, to postanowiłam tu coś napisać. Co tam ostatnio u Mnie? A no, w sumie dosyć sporo się dzieje, tak, jak już wspominałam zbliża się zakończenie roku, więc z jednej strony są luźne lekcje, a z drugiej przygotowania do wakacji. W poniedziałek, spotkałam się z kilkoma nauczycielami. Jak już pewnie wiecie, mam trzy Panie wspomagające, po tyflopedagogice, są cudownymi osobami, więc poszłam do szkoły głównie po to, żeby się z nimi spotkać. 🙂 Rano cztery razy ograłam kolegę w jengę. Byliśmy w szkole tylko we dwoje, więc po matmie kolega wymiękł, i ja zostałam sama, i ten stan rzeczy utrzymuje się do dziś, w klasie wciąż jestem jedyna. 😀 O późniejszej porze, na polskich z jedną z trzech moich, cudownych Pań, wyszłyśmy się przejść. Poszłyśmy sobie pochodzić po osiedlu, przy okazji wstąpiłyśmy do pobliskich delikatesów. Potem poszłyśmy na plac zabaw, bo tam można sobie fajnie posiedzieć, i się po wygłupiać. We wtorek byłam jedyna w klasie, już nikt nie odważył się przyjść. 😛 Nawet na jedną godzinkę. A ja przyszłam na wszystkie, no prawie wszystkie, odpuściłam sobie chemię i WF, ale mniejsza z tym. Pierwszą godziną, na którą, Ja poszłam była geografia. Nasza Pani od geografii ma ogromne poczucie humoru, więc rozmawiając o planach na wakacje, nie źle się uśmiałyśmy. Potem były dwie matmy, i na pierwszej z nich przeszłam się z Panią Renatką na lody. A potem poszłyśmy sobie porozmawiać, na murek, który znajduje się przed naszą szkołą. Było piękne słońce, więc przy okazji się poopalałyśmy. Potem okazało się, że z jednej sali przenoszą się do drugiej, i że musimy zabrać drukarkę brajlowską, i kilka innych klamotów. Więc było spore zamieszanie. Na religii siedziałam z Panią, ona w swoim komputerze, a ja w swoim. A na plastyce, poszłam Pani potowarzyszyć w przygotowywaniu świadectw. I byłam światkiem kilku śmiesznych dialogów.
– Ale miałaś tego już nie robić.
– Ale ja zrobiłam po to, żeby nie robić.
Nie ma to, jak robić, żeby nie robić, no nie? 😛 Taaak, super! Nie wiem, o co im chodziło, ale ubawiłam się do łez. I przez całe czterdzieści pięć minut, były takie mądre dialogi, także dusiłam się ze śmiechu. PO szkole poleciałam na przesłuchania do szkoły muzycznej. Jako, że w piątek odbiorę dyplom ukończenia pierwszego stopnia, poszłam się zapytać, czy przyjmą mnie na drugi stopień na wokal. Pani powiedziała Mi, że muszę przejść mutację głosu, i że mogę za dwa lata. Powiedziała też, że nie powinnam się uczyć indywidualnie, i tu przytoczę wam pewien ciekawy dialog.
– A u kogo się uczysz?
– U Pani Iwonki.
– AA, chyba, że u Pani Iwonki, jej ufam, ona Ci głosu nie zepsuje.
Bardzo Mnie to zaciekawiło. Później okazało się, że moja dyrygentka uczyła ową Panią, jak ta była w moim wieku, także, jak to owa dyrygentka mawia, "Świat jest najmniejszy na świecie"!
Potem poszłam na chóralne zakończenie roku, dyrygentka zaprosiła nas na lody, i kawę. Było wzruszająco, jak zawsze na naszych spotkaniach. Spędziliśmy bardzo miło czas, i wspólnie się uśmialiśmy. Dziś również byłam jedyna w klasie. Rano spacerowałyśmy po szkole z Panią Anią, czyli trzecią z moich Pań. 🙂 I rozglądałyśmy się, jak to jest po tym przemeblowaniu, i okazało się, że mamy się przenieść jeszcze gdzie indziej, niż to było planowane. Także zabawnie. Potem przyszła do Mnie Pani Agnieszka, posiedziałyśmy i porozmawiałyśmy z Panią od biologi, Pani stwierdziła, że powinnam mieć zeszyt, i książki,, więc ciekawie było.
A na fizyce postanowiłyśmy z Panią Agnieszką się przejść. Poszłyśmy sobie na drobne zakupy do Pepko. Gdzie kupiłam sobie brązową opaskę do włosów, którą Mi Pani Agnieszka wybrała. A po zakupach, Pani Agnieszka zakupiła maliny. I śmieje się, że po czternastu latach swojego życia dowiedziałam się, że lubię maliny. Pani Agnieszka Mnie o tym przekonała 🙂 A teraz nie dawno wróciłam do domu, i postanowiłam wam troszkę poopisywać. Pozdrawiam moje, Kochane Panie, z nadzieją, że przeczytają i skomentują. Pozdrawiam również was, moi drodzy czytelnicy, i zachęcam do komentowania!

EltenLink