Autor: lwica
Witajcie. Jak wiecie, byłam w Jantarze, dziś postanowiłam Wam poopisywać co tam się działo.
W czwartek 16sierpnia po szóstej – zadzwoniła do Mnie Kinia, żeby powiedzieć Mi, że już na Nas czeka. Mieliśmy wyjechać o siódmej, ale w końcu wyjechaliśmy o godzinę później.
Kinia miała ciężkie siatki, więc stwierdziła, że skoro już Je wzięła z samochodu, to nie będzie Ich targała na górę i czekała na Nas pod blokiem. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ulokowała się obok śmietnika. Kiedy po Nią przyjechaliśmy z uśmiechem stwierdziła, że miała pensjonat pod śmietnikiem.
Jadąc zatrzymaliśmy się dwa razy. Za pierwszym razem, wylądowaliśmy w mak donaldzie. Spożyliśmy śniadanie i pojechaliśmy dalej. Miejscem:naszego drugiego przystanku był CPN. Kinia oparła się o samochód, i dotknęła znaczka seata. Ten nagle zawibrował, a Kinia najpierw krzyknęła, a potem zaczęła się śmiać i dopiero po kilku minutach była w stanie wyjaśnić Mi o co chodzi.
Mieliśmy pokój w pensjonacie o nazwie Jantarus. My z Kinią miałyśmy łóżka obok Siebie, a Mama miała łóżko przy drzwiach. Kiedy rozłożyliśmy Swoje rzeczy w pokoju, wybraliśmy się do domku Artura : przyjaciela Mamy, z którym przyjechaliśmy. Tam spotkaliśmy się z Grześkiem, kolegą Artura. Ich domek był usytuowany w lesie, w odległości osiemdziesięciu metrów od morza.
My do morza miałyśmy znacznie dalej, bo ok półtora kilometra.
Ale za to miałyśmy znacznie lepsze warunki, domki były małe, było w Nich zimno i, jak to moja Mama stwierdziła były w stylu post-prl.
Wszyscy razem, wybraliśmy się nad morze. W tym roku jest wyjątkowo ciepła woda! Także jeśli Ktoś ma możliwość wybrania się nad Bałtyk, to z całego serca polecam.
Spacerowałyśmy z Kinią brzegiem, i gadałyśmy. Potem,z resztą towarzystwa wybraliśmy się na lody.
W drodze powrotnej do pokoju umierałyśmy ze śmiechu, bo we dwie szłyśmy zawinięte wielkim kocem, przez ciemny las. Nie wiem, czy chcieli byście coś takiego wieczorem zobaczyć!
W pokoju byliśmy dosyć wcześnie, bo o dwudziestej drugiej.
W piątek wstałyśmy Ok wpół do jedenastej, zjadłyśmy śniadanie na tarasie, a kiedy zorientowałyśmy się, że jest wpół do drugiej, stwierdziłyśmy, że może powinnyśmy się wybrać na plaże.
Woda była na tyle ciepła, że wszyscy się wykąpaliśmy. Morze, było bardzo spokojne. Potem z Mamą i Kinią wybrałyśmy się coś zjeść. Wieczorem udaliśmy się na plaże, aby podziwiać spadające gwiazdy, i zachód słońca, atrakcja idealna dla Nas, co nie? 😛
Kiedy okazało się, że jest za piętnaście jedenasta, stwierdziłyśmy, że chyba poszukamy jakiegoś środka transportu, który zmierzał by w kierunku naszego ośrodka
O, meleks! Meleks tu stoi! Trzeba zapytać czy mają dla Nas miejsce! Taka mniej więcej była reakcja Kini. Miejsca się znalazły, ale, jako, że załapałyśmy się na ostatnią chwilę, wolne były tylko siedzenia na samym końcu. Kinia i mama nie miały po bokach barierek. Ja usiadłam po środku, no cóż, trzeba Sobie umieć w życiu radzić. 😀 Meleksa prowadził młody chłopak, który w owym pojeździe puścił disko polo na cały regulator, było bardzo sympatycznie i zabawnie. Ja i Mama nigdy nie słuchamy disko polo, ale to, co Pan kierowca puścił w meleksie, chodziło za Nami wszystkimi przez cały wyjazd.
W sobotę był cudowny dzień, a mianowicie dzień moich urodzin. No cóż, zaczęliśmy świętować dwie minuty po północy, bo przecież o tej porze się nie śpi! Dziewczyny złożyły Mi życzenia i poszłyśmy spać.
W sobotę wstałyśmy rano i udałyśmy się do lewiatana na drobne zakupy. YYY, bardzo drobne, każdy miał wielką siatkę.
– Macie ciasta?
– Nie, nie. Idźcie do cukierni, na skrzyżowaniu w prawo i dotrzecie.
Dzięki!
Tak wyglądała rozmowa mojej Mamy, z kasjerką.
No i wybrałyśmy się na poszukiwanie cukierni. Skręciłyśmy według wskazówki.
– Dziewczyny! Ale przecież tu nie ma Tej cukierni!
Okazało się, że cukiernia była osiemset metrów od lewiatana, także szłyśmy i szłyśmy w nieskończoność, z tymi ciężkimi zakupami.
Tym, co przykuło naszą uwagę był park owadów, który mijałyśmy po drodze, obiecałyśmy Sobie, że tam wstąpimy, ale się nie udało. Tydzień to za mało!
Kiedy szczęśliwie odnalazłyśmy cukiernie, piekarnie, i co tam jeszcze było. I kupiłyśmy tam ciasto. To wybrałyśmy się na poszukiwanie świeczek.
Yyyy. Pani z Lewiatana odesłała nas po świeczki do cukierni, a Pani z cukierni do Lewiatana, a w końcu i tak kupiłyśmy Je w małym sklepiku przy plaży. Nie ma to, jak być dobrze poinformowanym. 😀
Kiedy odniosłyśmy zakupy, wybrałyśmy się nad morze. 🙂
Były wielkie fale, Mama i Kinia stwierdziły, że fajnie by się było wykąpać. No dobra, jak się coś pomyśli, to trzeba realizować. I co? I siedziałyśmy w Tej wodzie dwie godziny! Najzimniej było, jak wyszłyśmy. A więc owinięte mniejszym kocem, który przez cały wyjazd robił za bluzę, poszłyśmy do ośrodka przygotowywać kolację urodzinową.
Robiłyśmy sałatki, do których produkty trzeba było ugotować na kuchence elektrycznej, bo innej w hotelu nie mieliśmy. A nasze komentarze to tylko :
dwie godziny później! Gotuje się to? Do końca życia się to nie ugotuje!
O wpół do jedenastej, zaczęliśmy imprezę. Został Nam kawałek tortu, więc stwierdziliśmy, że podzielimy się z Panią pracującą w hotelu. Pani była bardzo zadowolona.
Jakie dostałam prezenty? Od Artura – dostałam piękny łańcuszek z Aniołkiem, w którym jest serduszko, a od kolegi Artura : Grześka dostałam piękną, kryształową buteleczkę z bursztynkami. 🙂
W niedzielę rano wstałyśmy i skorzystałyśmy z rady Pani hotelowej : "jeśli chcecie dojechać do Mikoszewa, to idźcie Sobie w drugą stronę niż zwykle, i tam będzie kolejka".
Faaajnie, przeszłyśmy ok trzech kilometrów poboczem, i co? Jest kolejka! Następny kurs za trzy godziny! Super. Zamiast czekać, szłyśmy dalej i co? I Jantar leśny! Lasami, szosami i innymi takimi, doszłyśmy do plaży. Pokąpałyśmy się dwadzieścia minut i wyszłyśmy. Mama z Kinią poszły szukać bursztynów, a ja siedziałam na kocu i słuchałam muzyki na telefonie.
Potem we trzy stwierdziłyśmy, że idziemy do Mikoszewa. Do którego od Jantaru jest ok sześciu kilometrów.
Przeszłyśmy ok trzech kilometrów plażą. I znalazłyśmy wyjście. Wyszłyśmy, i szłyśmy miasteczkiem.
Kilku napotkanym osobom zadałyśmy pytanie : "jak dojść do ujścia Wisły"?
każdy mówił co innego! Szłyśmy, i szłyśmy, aż doszłyśmy do drogi z kamieniami. Nie dało się iść po równej powierzchni, tylko po kamieniach.
Moja Mama, zapytała Mnie, jak to robię, że nie wpadam w dziury i szczerze mówiąc, nad odpowiedzią się chwilkę zastanawiałam. Stwierdziłam, że po prostu, jakoś tak wychodzi. 🙂
Przeszłyśmy tak ok trzech kilometrów. I doszłyśmy do mostku z napisem. Grozi utonięciem!
– Mamo i co teraz?
– Jak to co? Wchodzimy! Tyle szłyśmy, to trzeba skorzystać!
Suuper, swoją drogą zastanawiam się, Kto to tak mądrze wymyślił, że jest napis grozi utonięciem, są czarne flagi, a można tam Sobie bez problemu wejść. Grozi utonięciem dla tego, że nie ma tam żadnych barierek, co też jest bardzo zastanawiające.
Doszłyśmy! I co się okazało? Okazało się, że mogłyśmy tam dojść plażą w piętnaście minut, a szłyśmy ponad dwie godziny.
Było już ciemnawo, a My musiałyśmy wrócić do domu. Ja i Kinia szłyśmy plażą i śpiewałyśmy. A Mama szła w słuchawkach na uszach.
Swoją drogą dwie idące plażą, ,śpiewające osóbki to musi być ciekawy widok. Chociaż kiedy My wracałyśmy na plaży były pojedyncze osoby.
Kiedy doszłyśmy do wyjścia z plaży, poszłyśmy na gofry, a potem wróciłyśmy meleksem do domu.
W poniedziałek rano, wybrałyśmy się na plaże, ale już normalną drogą. Siedziałyśmy Sobie na kocu. Potem poszłyśmy na obiado-kolacje. Gdzie spróbowałam Fish-burgera. Mniam, bardzo ciekawy smak. Potem znów udaliśmy się na plażę w celu obejrzenia zachodu słońca. Szłyśmy i szłyśmy, aż stwierdziłyśmy, że rozpalimy ognisko.
We wtorek rano również wybrałyśmy się na plażę. Było bardzo, bardzo, bardzo zimno. Na plaży kupiłam naczosy, które spożyłam z przyjaciółką, smak mają całkiem ciekawy, są dosyć ostre, więc przypadły Mi do gustu. 🙂 Cały dzień spędziłyśmy na plaży, a potem wybrałyśmy się na obiad.
Wieczorem wszyscy udaliśmy się na bilarda. Gdzie spotkaliśmy dwie bardzo sympatyczne dziewczynki : Julę i Polę. Mama, Kinia i Artur, próbowali Mi wytłumaczyć o co w bilardzie chodzi, ale wydaje Mi się, że i tak nic nie wiem. 😀
W środę rano, jak co dzień udałyśmy się na plaże. Byłam na krótkim spacerze z przyjaciółką, a potem przeszłam się z Mamą.
Wieczorem zaś rozpaliliśmy ognisko, piekliśmy kiełbaski i ogólnie było bardzo sympatycznie. 🙂
W czwartek rano poszliśmy pożegnać się z morzem. Było baaaaaardzo gorąco. Ja i mama na chwilkę poszłyśmy do wody, ale woda w porównaniu z powietrzem była tak zimna, że długo tam nie siedziałyśmy.
Potem wybraliśmy się na obiad.
Z Jantaru wyjechaliśmy o szesnastej. Mieliśmy jeden postój. W domu znaleźliśmy się po dwudziestej drugiej. Droga powrotna zleciała Mi na słuchaniu muzyki i gadaniu z przyjaciółką.
Mam nadzieję, że wpis się podobał, Pozdrawiam Was i zachęcam do komentowania!
Dzień dobry! Jak już wiecie jutro o siódmej rano polskiego czasu wyjeżdżam nad morze, więc postanowiłam się oficjalnie pożegnać, choć mam zamiar czasami tu zaglądać.
Przy okazji powiem Wam, co ostatnio u Mnie się działo, a było tego sporo.
W sobotę z Babcią poszłyśmy do Mamy na obiad. Mama zrobiła domowego kebaba, i sałatkę makaronową, jak się później okazało : zaprosiła tam też moją przyjaciółkę, a Ja o niczym nie wiedziałam.
Potem dopadła Nas głupawka, korzystałyśmy z Kini telefonu, i z głosowego wyszukiwania. 🙂
Następnie Mama poszła się spotkać z przyjaciółką, a my we dwie poszłyśmy z Mamą.
Mama, i Pani Gosia razem wybierały się na koncert, umówiły się również na spacer, Pani Gosia zaproponowała Nam, żebyśmy poszły razem z Nimi. Stwierdziłyśmy, że chętnie skorzystamy.
Najpierw poszłyśmy do Babci, gdzie zjadłyśmy kolację, a potem udałyśmy się w kierunku amfiteatru, gdzie był koncert polsko-ukraińskiego zespołu Daga Dana.
Było cudownie! Jedna z Pań śpiewających w zespole zachęcała publiczność do śpiewania, jedynym minusem było to, że bardzo gryzły komary.
W niedzielę po południu przyjechała po Mnie Mama, razem poszłyśmy na lody. Mama powiedziała, że chcę dwa razy po dwie gałki, jak się później okazało w lodziarni, w której byłyśmy, były porcję. Dwie porcje były jak cztery gałki, także jadłyśmy, i jadłyśmy.
Potem we dwie pojechałyśmy nad wodę, Mama porobiła kilka zdjęć i wróciłyśmy do domu.
W poniedziałek rano poszłyśmy z Mamą do sklepu po telefon, okazało się, że nie posiadają takiego, jaki miałyśmy na oku.
W drodze powrotnej ze sklepu, pojechałyśmy po Olę, z którą chodzę do klasy, razem wybrałyśmy się nad wodę.
Woda była dosyć zimna, ale dało się kąpać, a Ja się nabijałam z Oli, bo ta stwierdziła, że w naszym kierunku płynie żmija wodna.
Kiedy wróciłyśmy z nad wody, udałyśmy się do kolejnego sklepu, gdzie akurat był telefon, który chciałyśmy.
Wieczorem poszłyśmy na pizzę, a potem pojechałyśmy do Babci, aby i Ją poczęstować. .
Wczoraj rano wybrałam się z Mamą do lekarza, dla towarzystwa, a potem razem poszłyśmy do Babci. We trzy poszłyśmy odebrać mój stary telefon z naprawy i zastała Nas nawałnica.
Burza była dosyć krótka, ale deszcz padał długo, i był bardzo obfity.
A dziś siedzę w domu i nigdzie się nie wybieram.
Jeśli Ktoś chciał by dostać mój numer, to proszę pisać na priv, chętnie się podzielę, jakby co zazwyczaj odbieram, jeśli jednak nie odbiorę, można zadzwonić ponownie, bo jest duża szansa, że zanim znajdę telefon, ten przestanie dzwonić.
Pozdrawiam Was, i zachęcam do komentowania!
Witajcie. Dziś przeczytałam wiersz na blogu Kasikatarzyny, pod tytułem dziękuję. Wypisywała Ona w Nim ,za co dziękuję, i dla czego. Ja stwierdziłam, że się poodnoszę, a także dodam parę słów od Siebie
Nie będę już cytowała tego co Ona napisała. Po prostu napiszę swoje słowa na temat tego, co poruszyła Kasia. Czy Ja za coś dziękuję, i czy warto dziękować. Dzisiejszy wpis będzie wyjątkowo pozytywny. 🙂
Budzik jest rzeczą czasem piękną, a czasem koszmarną, jednak to dzięki Niemu wstajemy punktualnie i choć czasem się nie chcę, warto podziękować za to, że udało Nam się wstać, że spokojnie przespaliśmy noc.
Warto też dziękować za ludzi, którzy Nas skrzywdzili, dzięki Nim możemy uczyć się miłości do wrogów, tego, że Nikt nie jest idealny, oraz tego, że warto wybaczać, mimo to, że nie jest to łatwe. Czasem po prostu trzeba dać drugą szansę, bo każdy uczy się na swoich błędach.
Za samotność też często dziękuję, jest Ona dla Mnie bardzo ważna. Uwielbiam usiąść, i poczytać, albo posłuchać muzyki, czy Z Kimś porozmawiać, nie zawsze to jest możliwe, ale warto za to dziękować.
Jednak trzeba mieć umiar, bo przesadna samotność, może sprawić, że za bardzo odsuniemy się od ludzi.
Za trudności też zawsze dziękuje, dzięki Nim nasze życie jest piękne. Wyznaczamy Sobie cele, do których dążymy, ale to właśnie dzięki trudnościom napotkanym na Swej drodze, bardziej cieszymy się z osiągniętego celu, i bardziej doceniamy to, do czego doszliśmy.
Słabości często czynią Nas lepszymi, bowiem ten, Kto umie się przyznać do słabości, pokazuje, że jest tylko człowiekiem, baaardzo wysoko cenię to w ludziach.
Krzywe spojrzenia, jak i konstruktywna krytyka, dają dużo do myślenia, właśnie dzięki krytyce możemy poprawiać błędy, i to Ona uświadamia Nas, że coś jest nie tak. Warto Ją docenić, i się na Nią otworzyć.
Niemoc tak, jak powiedziała Kasia umacnia naszą siłę, i to też jest bardzo ważne.
Upadki też są ważne, bo to właśnie dzięki Nim możemy spaść na dno, po to, aby się od Niego odbić.
Bardzo często, gdy wstaje rano, dziękuję Bogu, za to, że oddycham, za zdrowie, i właśnie za to, że mam dwie ręce, i nogi. Warto docenić to, co Bóg nam dał, i warto się tym cieszyć.
Dzięki sercu możemy nie tylko kochać, ale i żyć, i to też jest ważne.
Dzięki słońcu jesteśmy weselsi, bardziej optymistycznie nastawieni do świata, i mamy więcej chęci pomagania innym.
Z deszczu również należy się cieszyć, dzięki Niemu później jest chłodniej, Deszcz daje także życie dzikim roślinom, których Nikt nie podlewa.
Słowami też warto się cieszyć, dzięki Nim, możemy dziękować, prosić, przepraszać.
A za co Ja dziękuję dziś?
Dziękuję za Was, Kochani czytelnicy, dzięki Wam mam motywację, do pisania Mojego bloga. Dziękuję wszystkim, którzy są w moim życiu..
Dziękuję za to, że mam wsparcie w trudnych chwilach, dziękuję za wszystkich przyjaciół, i bliskich. Pozdrawiam Was wszystkich, i życzę Wam miłego czytania!