Dzień dobry. 🙂
Od kilku lat moje wpisy zaczynają się słowami, krzyczą na mnie, że nie pisze, więc przyszłam to zmienić, albo innymi parafrazami tego stwierdzenia. 🙂 Niech więc tradycji stanie się zadość. 😉
Narzekają, że nie piszę, więc postanowiłam się zmobilizować i coś tu mimo wszystko spróbować popełnić.
Jak to zwykle bywa, tematu nie było długo, a w pewnym momencie nasunął się sam.
Obiecałam kiedyś komuś, kto bardzo nie lubi jesieni, że popełnię jakiś tekst o niej, bo o jej dobrych stronach rzadko się mówi, a przecież ona też je posiada. 🙂
Natomiast uznałam, że pisanie tylko o tym nie zaspokoi potrzeb mych czytelników, zwłaszcza tych, którzy nie darzą jej sympatią,
Dlatego Najpierw może opowiem co u mnie, bo jedno, że dawno tu o tym nie pisałam, a drugie, że dzieje się sporo, i zdecydowanie warto by było nadrobić choć troszkę.
Jak wszyscy czytający wiedzą, od września rozpoczęłam naukę w Autorskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. 🙂
Co wiąże się z rozwojem, ale i całą masą obowiązków.
Bo choćby trzeba tam jeździć dość często, a jako że mieszkam w części Warszawy, która jest całkiem daleko od cywilizacji, to i jechać muszę całkiem długo.
Wymaga to ode mnie podróżowania tramwajem i dwoma autobusami, a każda przesiadka zmusza mnie do krótszego bądź dłuższego spacerku.
Siłą rzeczy, im więcej się człowiek przemieszcza, tym więcej osób na swej drodze spotyka.
Wydaje mi się, że najwięcej intrygujących istot było mi dane spotykać wtedy, gdy dopiero zaczynałam się poruszać. Cofnijmy się więc do początków. 🙂
***
Jedna z moich pierwszych podróży. Idę na przystanek, jest siódma rano, Ci, którzy mnie znają wiedzą, iż to oznacza, że nie chcę mieć absolutnie żadnego kontaktu ze światem. Sunę więc, licząc skrycie na to, że się nie zgubię i nie spotkam absolutnie nikogo, kto chciałby do mnie przemawiać.
Przeszłam całkiem spory kawałek, kiedy to zaczepia mnie Pani z psem.
Przepraszam, a może pomóc?
Nieee, dziękuję, poradzę sobie. 🙂
Pani na szczęście posłuchała, przeszłam więc przez przejście i idę dalej.
W pewnej chwili słyszę, że ktoś za mną biegnie.
Hmm, może mnie goni, ale nie, odpada, któż miałby na mnie polować w takim momencie i w jakim celu?
Myślę więc, że to może jakiś zdesperowany biegacz, dziwi mnie co prawda nieco perspektywa, że miałoby mu się chcieć uprawiać te aktywność o tej porze, i to jeszcze w niedziele, ale w końcu różnych ludzi świat nosi.
Niestety, płonne me nadzieje.
Przepraaaaaaaaszam, bo tam mi Pani powiedziała, że tu jest ktoś, kto bardzo potrzebuje mojej pomocy, to ja może z Panią pójdę.
Próbuję protestować, ale na nic się to zdaje.
Idziemy więc i padają standardowe pytania.
A od kiedy nie widzisz, a ile masz lat, a jak sobie radzisz i mnóstwo temu podobnych.
Odpowiadam cierpliwie, acz dość zwięźle, bo, przypominam nieśmiało, jest siódma rano.
W pewnym momencie dochodzimy do mostu, więc przystanek jest już blisko, zacieram mentalne łapki, bo wiem, że zaraz będę miała święty spokój i ciszę.
A gdzie tam…
Ojj, ale wiesz co, ty to jesteś biedną dziewczynką.
Ja, skonsternowana nieco, próbuje wysilić mózg, co absolutnie nie jest łatwe i znaleźć odpowiedź, która byłaby jakkolwiek przekonująca dla pana, niestety, niezbyt mi to wychodzi, pytam więc po prostu czemu tak uważa.
A bo wiesz, tu jest mostek, i tu teraz ludzie jeżdżą na rowerkach, i gdybyś widziała, to też mogłabyś jeździć na rowerku.
Wtedy mnie to nieco rozbawiło, teraz zupełnie się z nim zgadzam, gdybym jeździła na rowerku, to przynajmniej nie musiałabym z nim o tak barbarzyńskiej porze rozmawiać!
Historia następna, wychodzę z klatki, już nieco pewniejsza swoich racji i umiejętności.
Przepraaaaaaszam, a gdzie Pani idzie?
Na przystanek tramwajowy.
Ale tu takiego nie ma
Proszę Pana, jeżdżę z niego często, więc wiem że tu jest, co więcej wiem nawet gdzie.
Proszę Pani, ale nieeee ma, przecież ja widzę, to ja wiem lepiej.
Oddaliłam się bez słowa, i owszem, przystanku przez noc nie zabrali, był, i udało mi się nawet dojechać do celu. 🙂
Myślę, że takich historii z początków znalazłabym sporo, ale jeszcze ciekawsze osoby dane mi było spotykać później.
***
Jest czwartkowy wieczór, blisko dwudziestej, wracam z kształcenia i czekam na autobus.
Zagaduje do mnie pewna Pani, pytając na jaki autobus czekam, odpowiadam grzecznie, okazuje się że potrzebujemy dokładnie tego samego.
Mówię jej więc, że będzie opóźniony, bo sprawdzałam w aplikacji, w ten sposób zaczyna się rozmowa, w którymś momencie pada pytanie, czym się zajmuje w życiu, odpowiadam i odwdzięczam się tym samym, dowiaduje się, że jest po ekonomii, skojarzyło mi się to z moimi problemami z matmy, wychodzi więc temat matur, i wtedy poznaje historie.
A bo wie Pani, za mooooich czaaaasów, to jeszcze matematyki nie trzeba było zdawać, ale za to polski trzeba było, i wie Pani, ja lubiłam Chłopów, więc pisałam o popędzie seksualnym jagny, a w dodatku wie Pani co, ja prawie piątke k*a dostałam!
Bardzo starałam się nie śmiać, ale zdecydowanie poległam w tej bitwie.
Przejdźmy więc do czasów współczesnych, bo i teraz zdarzają się ludzie co najmniej specyficzni, choć trzeba się troszkę bardziej wysilić, żeby można było mnie zaskoczyć, ale tym Panom zdecydowanie się udało.
Wysiadam z tramwaju i tuptam w stronę pętli autobusowej.
Dzieeeeeń dobry, ja wiem, że myśmy wczoraj trochę pochlali, ale my mamy dobre intencje, my tylko pomóc chcemy, krzywdy nie zrobimy.
Dobrze, ale ja nie potrzebuje, dziękuję, dam radę.
Ale my jednak pomożemy.
No cóż, zwykle się to tak kończy.. Idziemy więc razem, docieramy do celu i stajemy, czekając na autobus.
Milczę, widząc, że Panowie ewidentnie pochlali nie tylko wczoraj, ale i dziś.
I nagle słyszę, oto wojsko polskie przed Panią stoi.
(Ten, kto zna piosenkę o Morzu Bałtyckim wie, co w tym momencie zrobiła moja głowa.)
Oto my, prawdziwi żołnierze, mamy co prawda flaszki i piwa, ale jesteśmy po służbie, to możemy. My, wojsko polskie…
Głosili tak i głosili, acz na szczęście autobus, będący mym wybawieniem, w końcu postanowił przyjechać.
***
Poza szkołą i podróżami do tejże, zdarza mi się ostatnio dość często zapuszczać się w różne nieznane miejsca, a to pojechałam sama po lagę, a to z @As uznałyśmy, że skoro otworzyli tramwaj na Wilanów, to trzeba się koniecznie przejechać, a przy okazji odkryłyśmy genialną miejscówkę, zwie się Dziki Bar Mleczny, to, że jedzenie mają tam przesmaczne to jedno, ale drugie, że klimat jest zdecydowanie niepowtarzalny, bardzo polecam się wybrać. 🙂
Całkiem sporo podróżuje, odwiedzam znajomych, i podejmuje sporo przyjemnych aktywności, o których szerzej opowiem innym razem. 🙂
A teraz przejdźmy do tego, co zmobilizowało mnie do pisania. 🙂
Jesień, większość jej nie lubi, ale poza złymi, da się w niej znaleźć również i dobre elementy.
Dla mnie, poza tym, że niekiedy demotywująca, jest bardzo inspirująca.
Zupełnie nie dziwi mnie fakt, że powstało o niej wiele pięknych dzieł, ma w sobie nutę nostalgii, ale też wiążę się z pewnego rodzaju przytulnością.
Jest jedyną porą roku, która tak mocno pobudza skrytą we mnie intencje twórczą. 🙂
Kojarzy mi się z dobrymi książkami, miłymi kocami, wspaniałymi herbatami, genialnymi ciastkami korzennymi, skwierczeniem płomieni w kominku, ogromem ciepła wewnętrznego i przytulności 🙂
Bardzo dobrze wspominam czasy, kiedy przebywałam w miejscu, w którym ów kominek był.
Wtedy, w listopadowe wieczory zdarzało mi się siedzieć w ciepełku przez niego wytwarzanym, z kotem na kolanach, kubkiem herbaty na pod orędziu i bliskimi ludźmi obok, wtedy też rozgrywaliśmy chyba najwięcej partii milionerów w historii. 🙂
Również wtedy poznałam mnóstwo wartościowych lektur, do których wracam z wielką chęcią.
Do wpisu zmotywowała mnie nie tylko obietnica, ale też fakt, że jestem dziś w typowo jesiennym nastroju, z którego nie wyprowadziło mnie nawet to, że ekstremalnie mocno zmarzłam, mimo mojego wspaniałego, jesiennego sweterka.
Na szczęście moi mili domownicy poczynili mi herbatkę, która po powrocie do domu uratowała me przemarznięte jestestwo. 🙂
Do pełni jesiennego szczęścia brakuje mi tylko wielkiej paczki ciastek korzennych, które zawsze rozdawałam światu, będąc w Laskach, i wielkiego kubka, w którym mogłabym przyrządzać sobie wspaniałe, typowo jesienne, herbatki.
Właśnie, a propos napojów, poszukuje ochotnika, który chciałby się ze mną wybrać do Costy, na ich epicki sernik pistacjowy. 😀 I jesienną korzenną kawę. 🙂
Bardzo chętnie przeszłabym się też do jakiegoś miłego miejsca, które posiada w swej ofercie placki z dyni. <3
A Wy, z czym kojarzy Wam się jesień? 🙂 Posiadacie jakieś swoje ulubione gadżety umilające ten czas?
Tylko proszę, postarajcie się spojrzeć pozytywnie, na przekór tej smutnej porze roku, jeśli taką dla Was jest.
Pozdrawiam ciepło i jesiennie. 🙂
Autor: lwica
Dzień dobry. 🙂
Jakiś czas temu obiecałam, że wleci tu coś wokalnego, dziś przybywam tę obietnice spełnić. 🙂
W roku pańskim 2017 będąc pod koniec I stopnia postanowiłam, że bardzo chciałabym kontynuować swoją muzyczną naukę – trochę to trwało, ale zdecydowałam się podjąć odpowiednie działania.
Już wtedy wiedziałam, że kierunkiem w którym chciałabym podążyć jest wokal i wszystko co z nim związane.
Dziś, po latach siedmiu udało mi się to marzenie spełnić. 🙂 Dostałam się do szkoły muzyki rozrywkowej i jazzu w Warszawie.
Bardzo dziękuję tym, którzy mocno wspierali i sprawili, że jednak zdecydowałam się na ten krok. 🙂 Bez Was nie dałabym rady. <3
Gratuluje Wam też wytrwałości, bo znoszenie mnie zestresowanej zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych. 😉
Nagranie pochodzi z próby, na której przygotowywałam się do przesłuchań.
Przy fortepianie nieoceniony @rogan. 🙂
Miłego słuchania!
Hej! 🙂
Dawno dawno temu, a dokładniej w zeszły piątek zadałam Wam pytania, dziś postanowiłam na nie odpowiedzieć. 🙂
Rogan
– Dokąd tym razem zaniosły Cię nadmorskie wichry?
Byłam w Rumi i w Jantarze, w obu tych miejscach było przemiło. 🙂
– Jak długo mogłaś doświadczać morskich fal?
Przez całe dziewięć dni, odliczając te, w których uniemożliwiała mi to pogoda. 🙂
– Dlaczego aż tak bardzo jesteś niewyspana po, było nie było, wypoczynku?
I to jest ten moment, w którym muszę odpowiedzieć obszerniej.
Ci, którzy znają mnie nieco bardziej wiedzą, że uwielbiam siedzieć w nocy, co przekłada się na to, że rano nie nadaje się zupełnie do niczego.
Moja mama ma dokładnie tak samo, co oznacza, że wracałyśmy do domu cioci dość późno i chciałyśmy pospać. Niestety babcia z ciocią mają zupełnie inny styl życia, więc nie było to wcale aż takie łatwe.
W Jantarowym hotelu nie mogłam spać przez temperaturę i dźwięki dochodzące zza okna. 🙂
– Skoro laskowski czas był tak trudny oraz intensywny, może jakieś najlepsze wspomnienie z tamtego okresu?
Ciężko powiedzieć, które jest najlepsze.
Bardzo lubiłam zostawać na weekendy, wtedy z Agatą znaną szerzej jako As robiłyśmy dużo fajnych rzeczy. 🙂
Jednym z fajniejszych weekendowych wspomnień jest siedzenie na balkonie. Pewnej soboty, gdy na zegarach wybiła dwudziesta druga poszłyśmy z Klaudi na chwilkę na balkon, okazało się wtedy, że ktoś gra mecz, a że na przeciwko mieliśmy remizę, to i imprezy różne w niej bywały. 🙂
Gdy dziewczynki usłyszały, co krzyczą CI ludzie uznały, że muszą do nas dołączyć.
Tak o to kilkuosobowa grupka przeniosła sobie krzesła na całkiem spory balkon i siedziałyśmy tam dość długo. 🙂 Dopóki nie wygoniły nas Panie nocne.
Całkiem miłe było też robienie sobie kanapek po nocach. 🙂
W weekendy mieliśmy łączenia, co oznaczało, że na dwie grupy był jeden wychowawca. To sprzyjało integracji. Kiedyś zebraliśmy się w nocy całą dziesiątką, która akurat na weekend została. Było tam całkiem sympatycznie. 🙂
Julitka pyta o moje plany na przyszłość.
Zamierzam studiować oligofrenopedagogikę niezmiennie od kilku lat. 🙂
O szpilkach kiedyś stworzę, jak się mentalnie przygotuję.
Noszę dość często, choć raczej nie na co dzień.
Mam je na wszystkich koncertach i bardziej oficjalnych wydarzeniach.
Kiedyś w Laskach zdarzyło mi się wracać z jakiejś uroczystości i prowadzić kilka osób, o zgrozo mimo że byłam w szpilkach. 🙂
Moonlight22 zadała mi bardzo matematyczne pytania, na które odpowiadać po pierwsze nie chcę, po drugie na jedno z nich nawet bym nie umiała. 😀
Zuza: skończyliście jakoś kiedyś The Roud Less Travel?
Wyjaśnienie dla świata, było to takie słuchowisko, które zaczęliśmy kiedyś na angielskim.
O babce, którą denerwował mąż, więc uciekła do Kalifornii, tak w skrócie.
Nie, niestety nie skończyliśmy, ale jeśli kiedyś znajdę, to chętnie sobie odświeżę i dokończę, bo było to całkiem ciekawe.
Julitka:
Czy zmuszali Cię do chodzenia na mszę?
Trudny temat, ale niestety tak. Msze w Laskach są obowiązkowe, choć różne podejście mają do tego ludzie.
Nigdy jakoś wybitnie nie protestowałam, bo w końcu wiedziałam gdzie idę.
Nie lubiłam natomiast, gdy w naszym wolnym czasie organizowano jakieś obowiązkowe wydarzenia związane z religią, bo o ile rozumiem zasadność obowiązkowych mszy w ośrodku katolickim, o tyle trochę nie wiem po co zmuszać ludzi do chodzenia na spotkania, które ich nie interesują.
Utkwiło mi też mocno w pamięci spotkanie z kimś, kto głosił swoje świadectwo i bardzo mocno obrażał niewierzących.
Powiedział, że ten kto nie wierzy ma serce z kamienia i nie może być dobrym człowiekiem.
I choć wierze, to uważam to za coś nieodpowiedniego. Dlaczego skoro mówi się tyle o szacunku i tolerancji i od nas tego oczekiwano, to nie dawano nam tego samego..
Co gorsza nikt poza grupką osób, których te słowa dotyczyły nie zwrócił na to specjalnej uwagi. Ale gdyby przyszedł ktoś kontrowersyjny i powiedział coś złego na temat ludzi wierzących, albo po prostu coś niewygodnego, na pewno miałby problemy..
Czy przez Laski jesteś ateistką?
Zacznijmy od tego, że w ogóle nie jestem ateistką. Nie chciałabym się wciskać w ramy jakichś definicji. Modle się, wierzę w Boga i wiem, że istnieje. Jestem natomiast bardzo daleka od kościoła katolickiego i tak, niestety w dużej mierze przez Laski.
Zwłaszcza Przez to, że tam trzeba było ślepo akceptować i nie zadawać pytań, ale też przez to, że był silny przymus.
Nie przeczę, spotkałam tam kilka wspaniałych i otwartych osób, które miały chęć do dyskusji, większość jednak wolała powiedzieć mi coś niemiłego lub się obrazić, zamiast odpowiedzieć.
Podobnie było gdy w klasie maturalnej zrezygnowałam z religii. Usłyszałam mnóstwo przykrych słów, i oczywiście rozumiem, każdy ma prawo się ze mną nie zgadzać i może mi powiedzieć coś konstruktywnego, ale wytykanie nas palcami i publiczne mówienie o tym, jakie to my jesteśmy złe, bo jesteśmy antychrystami i wiele innych słów paść nie powinno, przez zwykły szacunek. Na szczęście były też osoby, które podeszły do tego normalnie i nawet jeśli się ze mną nie zgadzały, to wyrażały to w konstruktywny sposób. 🙂
Czy tam nauczyłaś się palić i jaki Laski miały na to wpływ?
Nie do końca, równie dobrze mogłabym zapalić po raz pierwszy w masówce, czy gdziekolwiek indziej. Same Laski nie miały na to żadnego wpływu.
Postukujacy:
Czy masz w głowie opracowany idealny lub bajeczny świat, w którym chciałabyś kiedyś zamieszkac?
Nie mam, ale na pewno chciałabym zamieszkać w takim, w którym ludzie by się szanowali, akceptowali i rozumieli. Dużo ludzi o tym marzy i ktoś może zarzucić mi, że to są wytarte frazesy. Ale jako osoba o kontrowersyjnych poglądach na wiele spraw, naprawdę bardzo bym chciała by tak było, bo znacznie ułatwiło by mi to współistnienie z ludźmi, i nie musiałabym milczeć w wielu sytuacjach tylko po to, by mi się nie dostało..
Peterman:
Czy w Laskach udało Ci się nawiązać przyjaźnie, o których możesz powiedzieć że będą na lata?
Nie lubię czynić założeń i zastanawiać się ile będzie trwała relacja, ale wydaje mi się, że tak. Zawsze Jeśli w jakąś wchodzę, staram się o nią mocno dbać, i jeśli coś mnie z tymi osobami rozdzieli, to życie i to, na co nie mam wpływu. Zrobię natomiast to co w mojej mocy by tak się nie stało
Gdybyś miała taką możliwość, co byś tam zmieniła?
Na pewno to o czym mówiłam wyżej. Czyli jeśli chcemy głosić hasła o tym, że trzeba dbać o bliźnich, szanować ich i inne takie, to zamiast tylko o tym mówić, trzeba też to robić.
Dobrze by było, gdyby niektórzy ludzie byli bardziej otwarci i patrzyli na konkretną sytuacje, a nie tylko na zasady, ale to są raczej takie bardziej ogólne rzeczy.
W samych Laskach myślę że zmieniłabym spojrzenie na spotkania dziewczyn z chłopakami.
Bo owszem można się spotykać, ale jeśli chcemy być pod dachem, musimy siedzieć albo na jadalni, albo w świetlicy, gdzie wszystko widać. Nie rozumiem tego o tyle, że na spacer można iść bez kontroli i spotykać się też, fajnie więc by było, gdyby się dało usiąść gdzieś wewnątrz w spokoju i po prostu pogadać. Fakt że mnie to nie do końca dotyczyło, bo nie byłam w żadnym związku, ale wiem, że wielu osobom to mocno przeszkadzało. Mi też o tyle, że czasem przyjeżdżał do mnie ktoś ze znajomych i dopóki była ładna pogoda, było wspaniale. Natomiast gdy się ona zmieniała trzeba było coś ze sobą zrobić.
Zmieniłabym też troszkę laskowskie jedzenie, bo choć w przeciwieństwie do dużej części internatowej społeczności nie uważam, żeby było tragiczne, o tyle niektóre rzeczy faktycznie były niedobre.
Cudownie by też było, gdyby w Laskach organizowano więcej ogólnodostępnych wydarzeń. Często mieliśmy spotkania i różne warsztaty z uczniami ze szkoły europejskiej, co zdecydowanie zaliczam do plusów. Ale organizowanie większej ilości konkursów, spotkań czy warsztatów nikomu by nie zaszkodziło, a mogło by nam wyjść na dobre.
Bardzo dużym plusem było by również robienie większej ilości spotkań niezwiązanych z religią.
Czy uważasz, że laski znacząco przyczyniły się do twojego zrehabilitowania? Mam na myśli poruszanie się, czynności dnia codziennego etc.
Tak, zanim przyszłam do Lasek potrafiłam robić sporo rzeczy, ale robiłam je po swojemu. Tam pokazano mi dużo patentów i sposobów, dzięki którym jest mi po prostu wygodniej. 🙂
Julitka : Czy Laski hejtują masówki jak hejterzy Eltena i Prowadnicę? 😀
Nie, nigdy nie spotkałam się z żadnym negatywnym komentarzem a propos masówki
Czasem bywali tylko zaskoczeni, że jestem po szkole masowej, a tak dobrze ogarniam rozwiązania technologiczne dostępne dla nas.
Czy orientacja przestrzenna jest tam na tak dobrym poziomie, jak się mówi?
Nie bardzo mam porównanie z jakimś innym miejscem, ale sądzę, że tak. Niestety sporo zajęć przepadło mi przez pandemie i przez chorowanie moje lub Pana, ale i tak uważam, że nauczyłam się całkiem dużo. 🙂
Czy nauczyłaś się gotować i sprzątać? Czy tego sprzątania było dużo?
Dwa razy tak. 😉
Gotowania uczyliśmy się na przykład na zajęciach kulinarnych, które ja miałam niestety tylko przez rok, ponieważ zmieniła się Pani, a że z tą nową Panią niezbyt za sobą przepadałyśmy, to się na nie nie zapisałam.
O dyżurach kiedyś już pisałam, nie było ich przesadnie dużo, ale wymagały sporych umiejętności, oczywiście, gdy z czymś nie można było sobie poradzić można było liczyć na pomoc.
Co robiłaś po lekcjach? Nudziłaś się?
Nie, ja się generalnie nigdy nie nudzę.
Uczestniczyłam w wolontariacie z dzieciakami, chodziłam na zajęcia dodatkowe, spędzałam czas z przyjaciółmi, czytałam książki, pomagałam w różnych inicjatywach. 🙂
Czy wpychali Cię do szkoły muzycznej?
Gdy przyszłam do Lasek byłam już po pierwszym stopniu, drugiego niestety tam nie ma. Z własnej woli zdecydowałam się na kilka przedmiotów w tzw ognisku muzycznym, ale nikt mnie nie namawiał. 🙂
Czy denerwował Cię poziom Twojej klasy?Czy był dużo niższy od Twojego?
Na szczęście w klasie miałam prawie same osoby, które były po masówkach, więc praca szła nam całkiem sprawnie, bo wszyscy wiedzieli jak sobie radzić. 🙂 Wiadomo, każdy z nas miał mocne i słabsze strony, ale nikt jakoś znacząco nie spowalniał pracy. 🙂
Czy patrzyli na Ciebie jak na dziwadło, skoro przyszłaś z masówki?
Poniekąd odpowiedziałam na to pytanie mówiąc o negatywnych komentarzach. Rzadko ktoś się do tego odnosił, a jeśli już to robił, to słyszałam na ten temat pozytywne słowa. 🙂
Zuzler: Czy po czasie już pewnym nadal uważasz, że Laski były wyborem przynajmniej konkurencyjnym do masówki? Niezależnie od odpowiedzi, oczywiście, dlaczego?
Jeśli chodzi o to, czy żałuje że wybrałam Laski, to zdecydowanie nie. W Laskach zawarłam dużo relacji i w reszcie nie byłam sama wśród tłumu.
Tam też nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy.
Ale oczywiście były i minusy, w masówce brałam udział w wielu konkursach i olimpiadach, które były ogólnodostępne, w ośrodku bardzo mocno mi tego brakowało.
Na podstawie Twoich obserwacji, jakie są różnice między Twoimi rówieśnikami niewidomymi/słabowidzącymi a sprawnymi?
Staram się nie patrzeć na ludzi przez pryzmat ich niepełnosprawności.
Znam młodych niewidomych, którzy są dużo bardziej ogarnięci niż niejeden sprawny dorosły, ale i na odwrót.
Na pewno sporo osób, które całą edukacje odbywały w Laskach ma charakterystyczne poglądy, ale nie jest to niczym dziwnym.
Ja natomiast ciesze się, że poszłam tam tak późno, bo dzięki temu nie stałam się innym człowiekiem.
Oczywiście, wyciągnęłam stamtąd to, co wyciągnąć mogłam, ale nie dałam się zmanipulować i zmusić do wyznawania takich zasad i reguł, do jakich niektórzy bardzo mocno chcieli mnie nakłonić.
Czy zdarzało się, żeby wychowawcy czy nauczyciele łamali prawa Twoje lub innych pensjonariuszy? Jeśli tak, to jak wypadało to na tle masówki?
Prawdę mówiąc, nie zdarzyło mi się być przy żadnej sytuacji, w której łamane były czyjeś prawa.
Oczywiście, zdarzało się zarówno w masówce jak i w ośrodku, że ktoś prowadził ostre dyskusje z wychowawcą czy nauczycielem, ale nie było to niczym niezwykłym.
W szkole masowej natomiast dużo częściej zdarzały się konflikty między rówieśnikami, i tam też częściej łamano podstawowe prawa. Bo o wszystko musiałam walczyć i się prosić..
Jaki i dla kogo był wybór zajęć dodatkowych? Czy były wśród nich jakieś naprawdę wartościowe, z których można wiele wyciągnąć?
Nie bardzo mogę się wypowiadać na temat internatu chłopaków, bo nie do końca wiem co on oferował.
U nas na pewno były zajęcia kulinarne, zajęcia niemowlęce, które ma każda chętna osoba w klasie maturalnej, oczywiście orientacja, rehabilitacja ruchowa i inne tego typu. Działało też prężnie koło Caritas i rada internatu, uczestniczyłam zarówno w jednym jak i drugim.
Co robiliście na wf-ie?
Ja byłam w ekipie, która zwykle wybierała showdowna. Zdarzało się też, że ćwiczyliśmy na siłowni, chodziliśmy z kijkami, graliśmy w goalballa, biegaliśmy, graliśmy w kręgle i pewnie jeszcze inne rzeczy by się znalazły. 🙂
Dzięki za wszystkie pytania, jeśli chcecie o coś jeszcze dopytać, zachęcam. 🙂
Heeej!
Powinnam opisać wyjazd nad morze, ale dochodzę do smutnego wniosku, że moje czasy świetności minęły i nie umiem ciekawie pisać o tym, że wstałam, zjadłam, poszłam na plażę, wróciłam na chwilę do domu, poszłam na plażę, połaziłam, zjadłam. 😀
Natomiast obiecałam kiedyś sobie albo światu na jedno prawie wychodzi, że uczynie wpis o Laskach.
Inspiracją do tego była koleżanka Iza, która spytała mnie, czy jeśli mój pierwszy wpis zwał się jeszcze żyje, czyli o moim początku w Laskach, to po ukończeniu edukacji zatytułuje podsumowanie już nie żyje, czyli o moim końcu w Laskach. 🙂
Jeśli mam być szczera po samym wyjściu stamtąd, chętnie bym go tak nazwała, bo natłok wszystkiego tego co miałam do zrobienia mocno dał mi się we znaki.
Na szczęście nie pisałam go wtedy, dzięki czemu, być może, nie będzie aż tak smutny i zmęczony.
Choć teraz wcale nie jest z mym życiem specjalnie lepiej, bo troszkę zbyt dużo się dzieje.
Miałam odespać wyjazd, cudowny i wspaniały, ale ogromnie intensywny, a dużo lepiej idzie mi siedzenie po nocach, jak żyć?
Mam dla Was, drodzy czytelnicy pewną propozycje. Jako że niespecjalnie umiem tworzyć wpisy, w których nie opisuje niczego konkretnego, lecz skacze z tematu na temat, dopomóżcie mi pytaniami, jeśli uzbiera się ich odpowiednio dużo przechętnie na nie odpowiem!.
Jeśli ktoś chcę spytać o coś nielaskowskiego też oczywiście jestem za. 🙂
Co prawda q& A już kiedyś się tu znalazło, ale teraz mamy temat przewodni. 😉
Pozdrawiam i zachęcam do zadawania pytań. 🙂
Dzień dobry. Początek będzie standardowy. 😉 Dawno nic tu nie pisałam, ale mam o czym pisać, więc biorę się do roboty.
Moja rodzicielka wróciła z Zanzibaru i dała mi dużo powodów do pisania. 😉
Po pierwsze dostałam dwie bransoletki, kto mnie zna, ten wie, że jest to podstawowy element mojego wyposażenia, zakładam je gdy wstaje, a ściągam dopiero, gdy idę spać. Mam osobny zestaw na co dzień i osobny na koncerty, teraz te, które nosiłam przez długi czas dostały szanse na odpoczynek, a na ręku będę miała te, które dostałam.
Są one zrobione z ziaren kawy, dotykowo nie bardzo da się to wyczaić, ale wzrokowo tak. Jedna jest mała i normalna, druga jest wieloczęściowa. 😉 żeby założyć ją na rękę trzeba się nieco pogimnastykować.
Rodzicielka kupiła sobie tam również bęben do kąpieli dźwiękowych, pierwsze co zrobiła po powrocie do domu to mi go pokazała, a że ja bardzo lubię takie rzeczy, to przez długi czas miałam zajęcie. 🙂 PO chwili mama uznała, że skoro i tak gram, to sprawdzimy jak on brzmi w połączeniu z misami i innymi dzwoneczkami, i muszę Wam powiedzieć, że świetnie. POczyniłyśmy nawet nagranie, ale niestety telefon wyciął doły i brzmi to słabiutko.A propos ma ktoś pomysł jak i czym ładnie nagrywać misy i inne takie rzeczy, mile widziane narzędzie nie za miliony. 😉
Kupiła też wiele ciekawych prezentów dla ludzi, ale nie będę tu o nich pisała, coby niektórzy mieli niespodziankę. 🙂
Z życia, dostałam paczkę słodyczy z Japonii, którą zamówiono dla mnie jakiś czas temu, było sporo problemów, ale na reszcie doszła. Uwielbiam testować nowe smaki. Na razie jadłam jakieś ala chipsy, które smakują trochę jak owoce morza, trochę jak przysmak świętokrzyski, i trochę jak sezam, i ciasteczka, które smakują jak czekolada z rumiankiem, myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, ale rodzicielka ma podobne odczucia. Opisy rzeczy które są w tej paczce też zrobiły mi dzień, to wygląda jak kości dla psa, yyyy, to w sumie też. 😀 Jak spróbuje następnych rzeczy, to z chęcią dam Wam znać.
Poprzedni weekend również należał do przyjemnych. W czwartek przyjechałyśmy z Agatą do domu, co oznacza, że przez chwilę widziałam się również z Arkiem. W piątek dołączyli do nas Papier i druga Agata, było bardzo sympatycznie. Odkryliśmy też serial Służba więzienna, jego fragmenty kiedyś przewinęły mi się na tik toku, i uznałam, że koniecznie muszę go obejrzeć. Ale nie chciało mi się kupować pleyera, a z resztą sama oglądać nie lubię. Na szczęście temat wszystkich interesował. Jeśli ktoś, tak jak ja lubi oglądać w towarzystwie, zwłaszcza rzeczy dokumentalne, lub oparte na przeczytanych książkach, to proszę się zgłaszać. 😉
Dziewczyny pojechały w niedziele, a Papier został do wtorku, dużo gadaliśmy i cierpliwie tłumaczył mi różne rzeczy związane z Arkadią, tak tak, ja też się wkręciłam.
Z mniej przyjemnych rzeczy, znów nawróciły mi dolegliwości które miałam, więc raczej nie zrobię w te ferie już nic superpożytecznego, a szkoda, bo miałam się wybrać do Krakowa. 🙁
A jak Wam, drodzy czytelnicy mijają ferie? Macie jakieś interesujące plany?
Ja mimo słabego samopoczucia czytam książki, gram w arkadię, odrabiam zaległe lekcje i staram się spędzać czas z ludźmi na tyle, na ile jestem w stanie.
Pozdrawiam Was i do następnego. 🙂
Ps koniec też standardowy, proszę o zostawienie śladów. 😉