Witajcie. Święta, święta i po świętach. Więc dziś troszkę o tym, jak ja je spędziłam, a także troszkę o poświątecznej rzeczywistości. Jak powszechnie wiadomo wszelkie świętowanie zaczyna się od wigilii. A wcześniej są przygotowania. U nas wielkie przygotowania zaczęły się w niedzielę. Mama z Myszką przyjechały po mnie do babci, po czym pojechałyśmy razem robić świąteczne pierniczki. Nie byłam do nich z początku przekonana, ale wyszły bardzo smaczne. 🙂 W niedzielę, zdążyłyśmy zrobić również ciasto – kokosankę, oraz sałatkę śledziową. 🙂 Wieczorem, kiedy już wyrobiłyśmy się ze wszystkim, co było zaplanowane, wybrałyśmy się na spacerek z pieskami Kini, nawet powstało z tego nagranko, na którym mało słychać, ale zawsze coś, jeśli będziecie chcieli, to zgram i wstawię.
W poniedziałek, od rana, szykowałyśmy się do wigilijnej wieczerzy, a także robiłyśmy sałatkę z selerem. 🙂 Rano było troszkę niesympatycznie, bo dowiedziałam się, że paru osób z rodziny nie będzie i to mi trochę zepsuło dzień, z resztą nie tylko mi, ale cóż. Takie życie. Na wigilię, pojechałyśmy do prababci. Prababcia poprosiła, żebyśmy przywiozły jej lampki na choinkę. Weszłyśmy do babci, i stwierdziłyśmy, że choinka jest za mała na lampki, więc po prostu powiesiłyśmy je na sobie. I zastanawiałyśmy się, czy nie zrobić sobie fotki na fejsa. Ale babcia stwierdziła, że telefonu do ręki nie weźmie, bo to jest diabelstwo i w ogóle. Po kolacji i wspólnym kolędowaniu, zadzwoniła do mnie Kinia, która szła sobie do nas piechotką i stwierdziła, że nie chcę iść sama po ciemku i, że chcę pogadać. No problem! 🙂 Kiedy Kinia przyszła, poszłyśmy oglądać szopkę, ale niestety okazało się, że otwierają ją dopiero o północy. 🙁 Kiedy wróciłyśmy do domu, zaczęłyśmy przygotowywać ciasto czekoladowe. Kiedy zaczęłam miksować, odezwał się mój telefon. To Muzyczna Jutrzenka, stwierdziła, że się odezwie. Bardzo ucieszyłam się, że mogłyśmy porozmawiać. 🙂
Pierwszy dzień świąt spędziłam w domu. Rano zrobiłyśmy z mamą uszka oraz ciasto gruszkowe. A wieczorkiem mieliśmy gości i Wydarzyła się śmieszna sytuacja, mianowicie ja siedziałam w domu, i miałam zadanie, aby otworzyć gościom. No i co? W pewnym momencie, zadzwoniła do mnie Kinia i spytała gdzie jestem. Jak to gdzie? W domu oczywiście! Okazało się, że Kinia dzwoniła, pukała i w ogóle, ale ja jej nie otworzyłam,. Jak ja to zrobiłam? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, po prostu nie usłyszałam. W drugi dzień świąt rano, odwiedziłyśmy prababcię, a wieczorem udałyśmy się do Kini, która miała urodziny. Było bardzo sympatycznie! Siedzieliśmy z jej braćmi, chłopakiem, oraz moją mamą no i oczywiście solenizantką i bardzo dużo się wygłupialiśmy, a potem wyszliśmy na spacer z Kini czworonogami.
Następnego dnia, czyli w czwartek cały dzień siedziałam w domu. ZNowu! Nie? Wieczorkiem przyszli do nas przyjaciółka mamy, która przyjechała z Irlandii oraz jej syn. W piątek wieczorem,w towarzystwie Kini wybrałam się do Oli, która mieszka we Włoszech. Przyjechała do dziadków na święta i miałyśmy okazję się spotkać. Kiedy byłyśmy małe, bardzo się przyjaźniłyśmy, a w piątek sporo wspominałyśmy. I zdarzyła się pewna śmieszna sytuacja, Ola zawołała babcię aby o coś ją poprosić, po czym zapytała nas wszystkich. A jaki jest dzień w środę? Uśmiałyśmy się nie źle, w sumie nadal nie wiem, o co chciała w rzeczywistości zapytać. W sobotę odwiedziły mnie Ola i Kinia, Ola nawet została na noc. Było bardzo sympatycznie, przez większość czasu wszystkie siedziałyśmy w telefonach, jednocześnie rozmawiając ze sobą. W niedzielę pojechałam do babci. Siedząc u babci, zgadałam się z użytkowniczką Eltena o nicku Paulinux.
Chwilkę pograłyśmy w Crazy Party, po czym wzięłyśmy się za ogarnianie emaila. Jeśli chcecie zobaczyć, co przechodziłyśmy z gmailem poprzednim razem, zajrzyjcie na bloga Pauliny, do wpisu o nazwie Wszystko i nic. Tym razem zeszło nam krócej, ale było równie śmiesznie. Pojawiło nam się pole do wpisania daty urodzenia. Niestety wpisałam, że jestem niepełnoletnia i pokazało się, podaj adres lub numer rodzica. No i co zrobiłyśmy. Linusiowa stwierdziła, że poda swój. Ubaw miałyśmy nie zły. Paulinie pokazało się, że może utworzyć kąta dla innych swoich dzieci, oraz nimi zarządzać. Także było śmiesznie. Po czym okazało się, że konto i tak się poprawnie nie założyło.
Wieczorkiem zebrałyśmy się z Klaudią-Irnis oraz Paulą i grałyśmy sobie w Cp w tryb walki, oraz wspólną. Uśmiałyśmy się co nie miara! Najśmieszniejszym momentem, był moment, w którym dziewczyny pokonały mnie. Automatycznie, pokazało się, że one też są pokonane, pomimo to, że miały jeszcze sporo punktów życia. W poniedziałek był wielki dzień, a mianowicie sylwester! Rano wybrałyśmy się na spotkanie z ciocią z Irlandii i jej synem, CI, którzy mają mnie na fb, pewnie wiedzą, że postało fajne zdjęcie z tego spotkania. Wieczorem z mamą Kinią i Kazikiem – jej chłopakiem, wybraliśmy się na Poligon Darcia Japy. A co to takiego? Kiedyś już chyba o tym pisałam, ale najwyżej napiszę jeszcze raz. Poligon Darcia Japy, to warsztaty improwizacji głosowej. Bywa głośno i ciekawie. Najpierw bawiliśmy się w zabawę o nazwie Ząbi. Polegała ona na tym, że wszyscy ludzie dwa razy się przedstawili. Po czym jedna osoba wchodziła do środka i była ząbim, a jej zadaniem było wyłapywanie błędów w powtarzaniu imion. Bo każdy z nas, musiał powtórzyć imiona wszystkich osób po kolei, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Potem graliśmy w grę bez nazwy, a przynajmniej ja nazwy nie kojarzę. Gra polegała na tym, że jedna osoba pokazywała gest i wydawała dźwięk, a druga naśladowała to, ale z większą siłą. I tak o to, od cichutkiego dźwięku, i skromniutkiego gestu, rozwijało się to do wielkiego machnięcia ręką, czy jakiegoś tam innego gestu i głośnego, konkretnego dźwięku. Potem była przerwa, czas na posilenie się i rozmowy. Do mnie podeszła pewna Pani, o imieniu Sabina, która na warsztaty uczęszcza od nie dawna. Chwilę porozmawiałyśmy, po czym, zaczęliśmy wykonywać typowe ćwiczenia warsztatowe. Czyli np, jedna osoba wymyśla motyw muzyczny, na podaną samogłoskę, a potem druga, stojąca obok, dołącza się ze swoim, i tak po kolei dołączają się wszyscy. Kolejną zabawą było zaśpiewanie, jak minął rok, bez używania słów. A potem były jedne wielkie improwizację, też każdy wymyślał motywy, ale zaczynał chłopak od Bid boxu, bo fajnie nas trzymał w rytmie. Potem znowu była chwila przerwy, po której została włączona muzyka, i wszyscy zaczęliśmy tańczyć. Było bardzo sympatycznie, utwory były bardzo różne. Od Maanamu, przez Majkela Dżeksona, po Despasito. 😀
A potem nastąpiła długo przez wszystkich wyczekiwana północ. My byliśmy w miejscu, w którym mało co było widać. Kiedy wróciliśmy z dworu, wszyscy zajęli się pisaniem sobie życzeń. A potem nastąpiły kalambury, które nasza drużyna wygrała! Ale najlepszy był chłopak Kini. Pokazał coś, stwierdziliśmy, że to karton gips, powiedział, że też, pokazał również pudełko. A jakie było hasło? Pamiątkowe zdjęcie! Siedzieliśmy ze dwadzieścia minut, i płakaliśmy ze śmiechu! 😀 Potem było jeszcze trochę tańczenia, a kiedy nastąpiła czwarta, powoli zaczęliśmy się rozchodzić. Kiedy wróciłyśmy do domu, spędziłyśmy trochę czasu ze szczurkami, a potem poszłyśmy spać. W teorii, bo w praktyce, leżałyśmy i płakałyśmy ze śmiechu. Najpierw Kini spadł telefon za łóżko i nie mogła go znaleźć. A potem Kinia zaczęła pokazywać mi bajki, które oglądała w dzieciństwie. np. "Dobranocny ogród". A potem, rzeczywiście poszłyśmy spać. Kiedy spałyśmy, Kini znowu spadł telefon za łóżko, a kiedy wstała, znów go szukała. W Nowy Rok wieczorkiem, odwiedziliśmy znajomych, którzy mają kota persa – Punia. Jest śliczny, wielka, puchata kulka. 🙂 A teraz siedzę na polskim, i kończę ten wpis, wrzucę go na WOSie, o ile będzie internet. Pozdrawiam was i zachęcam do komentowania!
Ps, na czwartkowym WOsie go nie wrzuciłam, bo szczerze mówiąc zapomniałam, ale wrzucam dziś! 🙂
Co tam u mnie? Audio!
Witajcie kochani, co tam ostatnio u mnie? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tym wpisie. 🙂 Ostrzegam, będzie śmiesznie! W poniedziałek zaczęliśmy EDB. Kiedy weszliśmy do klasy, Pani od EDB spytała : "Kto to wymyślił, żeby w nocy do szkoły przychodzić?". Na lekcji omawialiśmy temat, dotyczący ekstremalnych warunków pogodowych. Następnym przedmiotem była historia, na której pisaliśmy trudny sprawdzian, dotyczący sytuacji Polski i świata po drugiej wojnie światowej. Później mieliśmy dwa polskie, gdzie kontynuowaliśmy omawianie "Kamieni na szaniec". Podczas drugiego polskiego miała miejsce bardzo ciekawa sytuacja. Siedzieliśmy sobie słuchając Pani, kiedy nagle z mojego piórnika rozległo się radosne : "Mama powiedziała, że już nie długo święta!" Przysięgam, że telefonu nie dotknęłam, oczywiście klasa zareagowała brechtem, nauczyciele z resztą zachowali się podobnie. 😀 Na niemieckim mieliśmy temat dotyczący części ciała i zastanawialiśmy się od czego zależy rodzajnik nieokreślony. "Mamy jedną głowę" rzekła Pani, co trzeba odmienić? Głowę proszę Pani. 😀 Nie wiem, na jakiej zasadzie miało by się odbywać odmienianie głowy i nie wiem, czy chodziło o odmienianie zewnętrzne, np farbowanie, czy o to, żeby t głowę odmienić wewnętrznie np. po przez wkuwanie rodzajników z niemieckiego, w każdym razie jestem autorką tego stwierdzenia, mówiącego iż głowę koniecznie trzeba odmienić. 😛
Później w ramach odmieniania głów mieliśmy matmę, na której zaczęliśmy nowy temat i zapełniliśmy miejsce w naszych jakże odmienionych mózgach cechami przystawania czworokątów. 😀
Tym razem, nie zostawałam na okienko i polski, więc siłą rzeczy wam ich nie opiszę.
Po szkolę wybrałyśmy się z mamą do sklepu zoologicznego, w celu zakupienia ogoniastego stworka. Niestety okazało się, że akurat szczurków nie mieli. Po nieudanych zakupach w zoologicznym wybrałyśmy się na spacer, na którym spotkałyśmy dwie sympatyczne osoby, ale od początku. Mama powiedziała mi, że idzie jakiś Pan z laską, po czym dodała, chyba się uczy, bo on idzie, a Pani patrzy. Stwierdziłam, że może to Pani Wanda, czyli Pani, która kiedyś uczyła mnie orientacji, jeśli dobrze pójdzie i dostaniemy dofinansowanie z PZN, to Pani Wanda znów stanie się moim nauczycielem. 🙂 Jak się później okazało, trafiłam! Stanęłyśmy sobie z Panią Wandą i Panem Kamilem i rozmawialiśmy. Tak się złożyło, że o Panu Kamilu, opowiadała mi moja Kinga. 🙂 🙂 Pozdrawiam Panią Wandę i Pana Kamila i zachęcam ich do skomentowania wpisu. 🙂 We wtorek zaczęliśmy polskim, ponieważ wcześniej były egzaminy gimnazjalne. Na Polskim omawialiśmy "Dywizjon 303", a w zasadzie jego fragment. Następnie mieliśmy fizykę, na której przeprowadzałam doświadczenia dotyczące magnetyzmu, których nie zdążyłam zrobić na poprzedniej lekcji. 🙂 Po fizyce nastąpiła chemia, na której poznaliśmy kolejną metodę reakcji otrzymywania soli. Po szkole, razem z mamą i Kingą poszłyśmy do mojej prababci, u której był rodzinny obiad z okazji imienin mamy. Było bardzo sympatycznie. W środę pisałam konkurs z historii : Historyczny Krąg, dotyczący Polski pod zaborami. Arkusz wypełniałam z Panią Anią, która przez całą olimpiadę negatywnie oceniała Króla Augusta Poniatowskiego. Robiła to w bardzo śmieszny sposób, równie śmiesznie opisując mi obrazy zamieszczone na arkuszu. Moim zadaniem było odgadnięcie, kto jest na obrazie. Zadanie na medal dla niewidomego! 😀 No cóż, na konkursach nie ma dostosowań. Po szkole przyszła do mnie Kinia, razem pojechałyśmy do prababci, aby spotkać się z ciocią. Kiedy wyszłyśmy, stałyśmy piętnaście minut na klatce schodowej, i czekałyśmy na mamę, która się zagadała. 😀 W czwartek zaczęliśmy biologią, na której mieliśmy powtórzenie. Polegało ono na tym, że każdy miał zadany jakiś temat, który miał w domu przygotować. Jako, że było dosyć mało osób, a część z nich nie pamiętała o przygotowaniu, Pani osoby, które się nauczyły, nagrodziła szóstkami. Przed religią wymieniliśmy się prezentami. Ja wylosowałam Agatę, której kupiłam zestaw kosmetyków. Mnie wylosowała Magda, od której dostałam puchate nauszniki, pluszowego bałwanka na choinkę oraz słodycze. Następnymi przedmiotami były religia, Wos i wychowawcza, na których nic szczególnego się nie działo. Po szkole wybrałam się z mamą na chór, na próbie było bardzo sympatycznie, mama z okazji imienin rozdawała cukierki, była fajna, mikołajkowa atmosfera. Przygotowywaliśmy się do koncertu w Kozienicach. Po Gospelu, z mamą i Panią Małgosią, która również śpiewa z nami w chórze, poszłyśmy na warsztaty pod tytułem "Uwolnij swój głos". Są to grupowe zajęcia wokalne, na których uczymy się improwizacji. 🙂 Odbywają się z różną częstotliwością. W piątek powinnam zacząć językiem polskim, ale zamiast niego byłam na szkolnym konkursie kolęd i pastorałek, w którym udało mi się zająć pierwsze miejsce. 🙂 Przedmiotem, na który zdążyłam pójść po konkursie był niemiecki. Byłam jedyna z mojej grupy! 😀 Jako, że na niemieckim jest ze mną Pani wspomagająca, to w piątek były dwie Panie na jednego ucznia. Pani od niemieckiego wykorzystała to, że byłam sama i napisała ze mną sprawdzian. Następnym przedmiotem była matma, na której robiliśmy temat, dotyczący przystawania figur. Polecenia były przecudowne. Większość z nich to : za pomocą cyrkla i linijki narysuj. YYY, to chyba nie dla mnie! 😀 Aczkolwiek moją pracą domową, również było zadanie o treści za pomocą cyrkla i linijki, a nawet dwa! 😀 Po matmie mieliśmy angielski. Klasa w zeszłym tygodniu pisała kartkówkę, ja jeszcze nie. Ale Pani chyba o mnie zapomniała. 🙂 Po szkole wybrałam się na próbę zespołu, w związku z czym, muszę wam coś opisać. Dwa tygodnie temu, napisała do mnie Pani, stwierdziła, że chciała by stworzyć zespół integracyjny, a w szkole muzycznej powiedzieli jej, że była niewidoma, grająca, śpiewająca dziewczynka. No cóż. 🙂 Ciekawa jestem, kto tej pani o mnie powiedział, ale raczej się tego nie dowiem. W zespole, jak na razie jestem ja i autystyczny perkusista. Dyryguje nami Pan, uczący perkusji Sebastiana, czyli drugiego członka zespołu. 🙂 W piątek mieliśmy próbkę do sobotniego występu, także wszystko było na szybko. Graliśmy "Cichą noc", oraz "Jakaś światłość". Doświadczenie bardzo fajne. 🙂 Po próbie wybrałyśmy się z mamą na koncert Kari-sal do radomskiego amfiteatru, było bardzo sympatycznie. 🙂 W sobotę rano mieliśmy występ w Arce. Poza mną i Sebastianem, grało z nami również dwóch gitarzystów. Podczas sobotniej próby akustycznej doszliśmy do wniosku, że wykonamy jeszcze kolędę "Pójdźmy wszyscy do stajenki". Gitarzyści oraz perkusista grali, a ja śpiewałam. W zasadzie mogłam również grać, ale jakoś tak wyszło, że w tym utworze, zajęłam się wyłącznie wokalem. 🙂 Po występie były rozdawane paczki, w środku znalazłam pendrajwa, power banka, dwa notesy (bardzo przydatne dla mnie :P), długopisy oraz tabliczkę na imię. Dodatkowo w środku była jeszcze kartka z życzeniami. 🙂 Po koncercie umówiłam się z moją Kinią. Później dołączyli do nas brat Kini, oraz jej mama. Razem wybraliśmy się na rozświetlenie Radomia. Była odpalana świąteczna iluminacja. Podobno bardzo piękna i kolorowa. 🙂 Po obejrzeniu rozświetlania, poszłam do Kini, aby poznać jej świnki morskie, które nie dawno nabyła. Większy ma na imię Julian, ale jest też nazywany Lulianem. A mniejsze, bo jeszcze nie wiadomo jakiej jest płci, na razie ma na imię Grivi. Kinia stwierdziła, że jeśli okaże się samcem, będzie nazywał się Grivin, jeśli samiczką – Grivina. 🙂 🙂 Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!
Witajcie kochani, co tam ostatnio u mnie? W poniedziałek był dzień wolny, więc nie musiałam zjawiać się w cudownej placówce zwanej szkołą. We wtorek powinniśmy zacząć historią, ale ponieważ nie było Pani, zaczęliśmy godzinę później. Naszym pierwszym przedmiotem był angielski. Pierwsze słowa, które usłyszeliśmy od Pani po wejściu do klasy to : "Długi weekend powinien trwać dłużej! Mamy w klasie kolegę, którego bardzo często nie ma w szkole, Pani spytała go, co robiliśmy na poprzedniej lekcji, na co kolega odpowiedział : "Liczyliśmy krzesełka proszę Pani!", kolega miał rację, na poprzednim angielskim była inwentaryzacja, choć temat również zdążyliśmy zrealizować. 😀 Następnym przedmiotem była geografia, na której – Uwaga! Pani stwierdziła, że po długim weekendzie jest bardziej zmęczona niż przed, i spytała, czy my również mamy takie odczucia. Mieliśmy podsumowanie rozdziału, a przy okazji kartkówkę, więc Pani poszła nam na rękę, i wskazała w podręcznikowym podsumowaniu punkty, które były przydatne na kartkówce. Po geografii nastąpił WF, podczas którego miałam zastępstwo z sympatycznym Panem z gimnazjum, razem poszliśmy na zawody, nie wiem dokładnie z czego, bo nie pytałam. W każdym razie całą godzinę nasza klasa i inne, siedziały i oglądały. Po WF-ie nastąpił bardzo ciekawy polski. Kiedy weszliśmy do klasy, z Panią wspomagającą, zobaczyliśmy, że na biurku leżą wypracowania. Już mieliśmy nadzieję, że to nasze, ale jak to mówią "nadzieja jest matką głupich", przez całą lekcję robiliśmy podsumowanie rozdziału, na którym był tekst o żałobie, pobudzający do licznych refleksji. PO polskim nastąpiła fizyka, na której również robiliśmy podsumowanie rozdziału z prądu elektrycznego, pozdrawiam koleżankę Olę, która siedziała ze mną i stwierdziła, że zapisywanie mi zadań w zeszycie nie ma sensu. 😀 Następnym przedmiotem była chemia, na której robiliśmy dysocjację jonową soli, baaaardzo pokomplikowane! Po szkole, w towarzystwie Kini, wybrałam się na chór. W związku z tym, co będę opisywała, muszę wam coś wyjaśnić. We wtorki Gospel jest od szesnastej, tyle , że próbka o szesnastej jest dla chętnych, jeśli się czegoś nie wie, lub chcę posiedzieć w towarzystwie dziewczyn, próbka obowiązkowa zaczyna się o siedemnastej. Na zeszłej próbie, pewna Pani Małgosia, próbowała namówić mnie do prowadzenia rozśpiewki, na moje szczęście, kiedy doszłam do instrumentu, Pani dyrygentka wróciła do sali! Niemniej jednak, kiedy we wtorek weszłam, Pani Małgosia i Pani Iwonka, stwierdziły, że chciały by, abym poprowadziła rozśpiewkę, czego w końcu i tak nie zrobiłam. W trakcie próby o szesnastej mieliśmy próbną ewakuację, siedziałyśmy i rozmawiałyśmy, kiedy przyszedł do nas Pan z MDK i powiedział, że mamy się ewakuować, Pani dyrygentka stwierdziła, że trzeba poczekać na dzwonek, na co Pan zareagował z wielkim zdziwieniem
– A to u was nie było dzwonka?
Żartobliwie Stwierdziłyśmy, że gdyby nie pan, to byśmy sobie spłonęły. Wyszłyśmy przez budynek i chwilkę tam postałyśmy, po czym poinformowano nas, że koniec ewakuacji! Na co moja Kinia zareagowała : "Dobra! Spłonęłyśmy, to możemy wracać na próbę!" Na całej próbie było bardzo ciekawie i wesoło, przypominaliśmy sobie kolędy i nie tylko. Z rzeczy niekolędowych Śpiewałyśmy M.in "On desperrow", którego pierwszą część w duecie śpiewają zazwyczaj Kasia z Emilką, we wtorek, duet zaśpiewały Madzia i Natalka, wyszło im prześlicznie! W środę na chemii, a właściwie na dwóch chemiach, bo zamiast fizyki również była chemia było bardzo ciekawie. Na początku pierwszej była kartkówka, z wzorów i dysocjacji soli, dostałam czwórkę. Po kartkówce robiliśmy doświadczenia z solami i wodą. 🙂 Na drugiej chemii ćwiczyliśmy reakcje zobojętniania, tego też dotyczyły doświadczenia na poprzedniej lekcji. PO chemiach mieliśmy matmę, na której zaczęliśmy robić powtórzenie, do poniedziałkowego sprawdzianu z kątów, nie wiem, jak go napisze, i czy w ogóle cokolwiek na nim napiszę. Po matmie mieliśmy WF, na którym miałam zastępstwo z całą klasą. PO WF-ie nastąpiła nie zbyt ciekawa informatyka, na której siedziałam i czytałam książkę. 😀 Następnie miałam okienko, podczas którego siedziałam na telefonie. Później nastąpiła rewalidacja, na której ćwiczyłyśmy z Panią umiejętności aktorskie, oj, było przy tym dużo śmiechu. Pani spytała mnie, jaka była by moja reakcja, gdybym w kosmetyczce znalazła puchatą, ruszającą się kuleczkę. Stwierdziłam, że zaczęła bym się śmiać. Dla niewtajemniczonych, przez kilka lat miałam szczurki, a kiedy były wypuszczone z klatki, rzeczywiście można było znaleźć je wszędzie, w kosmetyczce także. Więc puchaty, ruszający się stworek, znaleziony w kosmetyczce, raczej by mnie nie przeraził. Teraz przez dwa lata miałam dwie, niestety dwa tygodnie temu, odeszła druga z nich, więc na razie jestem bezzwierzata. W czwartek, mieliśmy tylko cztery pierwsze lekcję, z czego ja byłam tylko na dwóch, ponieważ bardzo źle się czułam, na polskim Pani oddała nam nasze uprawnione wypracowania. 🙂 temat, który ja wybrałam, to charakterystyka porównawcza, udało mi się dostać czwórkę. Drugą lekcją była biologia, na której mówiliśmy o tym, co może odziedziczyć człowiek. Po biologii wyruszyliśmy do teatru, a ściślej mówiąc do Multi kina, w którym grali aktorzy z wrocławskiego teatru. Byliśmy na spektaklu pt. "Balladyna", było bardzo sympatycznie, chociaż było sporo scen, w trakcie których nic nie mówili. Po południu, wybrałam się na próbę chóru, jak zwykle, było cudownie! W piątek rano, zaczęłam rewalidacją, na której pani pokazywała mi różne przedmioty, i prosiła, abym tworzyła sobie z nimi skojarzenia. W pewnym momencie Pani dała mi coś, co określiłam bombką na patyku, oczywiście chodziło o berło. Po rewalidacji nastąpiło okienko, podczas którego głównie rozmawiałam przez telefon i zastanawiałam się, czy nie dostanę za to punktów ujemnych. Później mieliśmy polski. Pani przedstawiła nam kryteria oceniania prac otwartych na egzaminie, i zadała nam wypracowanie twórcze. Następnym przedmiotem był WOS, na którym mówiliśmy o powiatach. Pani ustalała z nami termin sprawdzianu, termin został ustalony na czwartek, w czwartki na wosie jest Pani Lidka, czyli Pani wspomagająca od chłopaków, a ja stwierdziłam, że wolała bym pisać z moją Panią Anią, więc kiedy Pani spytała, czy ktoś ma jakieś wątpliwości, wszyscy odpowiedzieli nie, a ja, że tak! 😀 Na moje szczęście Pani tego nie słyszała. Później grzecznie podniosłam rękę do góry, i uzyskałam co chciałam. Po wosie był niemiecki, podczas którego poszliśmy do biblioteki szkolnej, a konkretniej do czytelni. Przyszedł Pan z Arki, oraz dwóch wolontariuszy z Turcji. Wolontariusze po angielsku opowiadali nam, o swoim życiu, o potrawach i tradycjach. Pod koniec, częstowali tak zwanym Turkish delight, a konkretniej trzeba było zadać pytanie, żeby dostać. Zadałam pytanie i się poczęstowałam. Było smaczne. Później mieliśmy matmę, na której zaczęliśmy dział dotyczący figur przystających. Później był angielski, na którym nic szczególnego się nie działo. Z religii i WFu się zwolniłam, ponieważ jechałam z chórem do teatru. Umówiliśmy się, że wyjazd jest o 15 15, ale w końcu i tak wyjechaliśmy trochę później. W podróży chwilkę graliśmy w skojarzenia, popłakałam się ze śmiechu, bo dziewczyny wymyślały bardzo ciekawe rzeczy. Kiedy dojechaliśmy, mieliśmy jeszcze godzinkę do spektaklu, więc poszliśmy do kawiarni. Piętnaście minut przed spektaklem znaleźliśmy się w teatrze. Było tam mnóstwo schodów, a ja byłam w szpilkach, także było ciekawie. Spektakl, na którym byłyśmy to "Czarownice z istweek", trudno streścić, o czym opowiada, w każdym razie jest to miuzikal. Podczas spektaklu, pomiędzy scenami i utworami muzycznymi, pojawiała się mała, śpiewająca dziewczynka, śpiewała pięknie i wkładała w tto dużo emocji,z resztą, jak wszyscy aktorzy tego spektaklu. Z aktorów, najbardziej spodobała mi się jedna z trzech czarownic, chociaż wszystkie rzucały niesamowitymi tekstami. Było sporo śmiesznych scen, ale też wiele momentów pobudzających do refleksji. Po spektaklu, do szatni wchodziliśmy po gigantycznych schodach. Szłam z moją Kinią, po naszej lewej szła sobie Pani Ania z pierwszego głosu, a przed nami koleżanka Magda, która stwierdziła, że w razie czego będzie nas łapać. W drodze powrotnej, mieliśmy postój w makdonaldzie, było bardzo sympatycznie. Pozdrawiam was, i zachęcam do komentowania!