Kategorie
Śmiesznawe śmiesznostki. Czyli pokręcona codzienność i nie tylko.

Dawno mnie nie było. Czyli co tam u mnie?

Witajcie. Jak już wiecie nie było mnie dosyć długo. Ale czas się niestety nie zatrzymał. Działo się bardzo dużo. W pierwszym tygodniu po utracie zeszłego laptopa. Nie działo się nic szczególnego. Ale zaczęło się od następnego. Czyli dokładnie od 16 kwietnia. Był to poniedziałek. Najpierw miałam normalny dzień w szkole. A następnie audycje w szkole muzycznej. A po audycji poleciałam na kawałek chóru, bo próba chóru pokryła się w czasie z audycją. Na szczęście wszystko w muzycznej. Więc i na dwadzieścia minut chóru się załapałam. Po chórze poleciałam jeszcze do kóźni artystycznej na zajęcia z wokalu. Ale chciała bym jeszcze wrócić do owej audycji. Otóż była to audycja klasowa z fortepianu. A konkretnie polega ona na tym, że trzy nauczycielki fortepianu prezentują umiejętności swoich uczniów. Po polsku mówiąc. Są uczniowie od pierwszej do szóstej klasy. Łączy ich kilka cech. Ale najważniejsza jest taka, że wszyscy grają na fortepianie. No i ja również tam grałam. Poszło mi w miare dobrze. Nie mogę narzekać. Następnego dnia, miałam eliminacje do konkursu Pt. "Poezja nie jedno ma imię". Ja wykonywałam poezję śpiewaną, a konkretnie utwór "Pięknie żyć". Udało mi się przejść do następnego etapu. Ale żeby było zabawniej. Tego samego dnia o tej samej godzinie była kartkówka z chemii. Która mnie ominęła. I nie wiem czy się śmiać, czy płakać. Bo muszę ją pisać jutro. A nic nie umiem. Ale zobaczymy. A Dwie godziny po konkursie. Miałyśmy pracę klasową z matmy z równań. A przed matmą poleciałyśmy do Pani od fizyki, aby wręczyć jej pracę na konkurs "ciekawe zjawisko fizyczne". Trzeba było sfotografować parę zjawisk fizycznych. A mój udział polegał na tym, że wymyśliłam zjawiska, a koleżanka sfotografowała. A potem mieliśmy trzy dni wolnego. Bo były egzaminy gimnazjalne. Chociaż szkoła muzyczna normalnie pracowała. I inne zajęcia dodatkowe też miałam. To troszkę odpoczęłam. No i jeszcze zapomniałam, że w środę nie było lekcji. Ale był drugi etap konkursu "Poezja nie jedno ma imię", w którym ostatecznie udało mi się wywalczyć trzecie miejsce. A dziś też miałam ciekawy dzień. Przygody zaczęły się od matmy. Z Panią wspomagającą korzystałyśmy z gadającego kalkulatora. Który mam od nie dawna. Ale pierwszy raz miałam potrzebę skorzystania z niego. Ponieważ mojej Pani padł telefon. No więc zdarzały się takie sytuacje. Że zamiast plus naciskałam minus. I robiłam minus zero. Albo plus zamiast równa się. Ale, jak bezpośrednio po znaku plus naciśnie się równa się. To kalkulator wydaje z siebie bardzo ciekawy dźwięk. I bardzo spokojnie informuje, że równa się plus. Tak samo jest z minusem. A i jeszcze jedno. Nie chciało mi się pisać działania drógi raz. Więc próbowałam oszukać kalkulator i wyciągnąć pierwiastek z liczby minusowej. Ale on nie jest taki głupi! Wydał swój dźwięk. I rzekł. Nie można wyciągnąć pierwiastka z liczby ujemnej! Uśmiałyśmy się z Panią strasznie. No i jeszcze pośmiać się można było z kalkulatora gadającego. Zmazany. Potem na religii i informatyce nie działo się nic ciekawego. Na polskich było okropnie dużo pracy. A na wychowawczej z koleżankami denerwowałyśmy wychowawczynie pomysłami na wycieczkę typu. Chodźmy na basen! Nie, bo się potopicie. Chodźmy do parku trampolin. Nie, bo się pozabijacie. itp. Kiedy skończyłam lekcje pojechałyśmy autobusem z babcią do muzycznej. Wsiadamy sobie do autobusu. Siadamy na samym końcu. Kiedy to miejsca ustępuje nam jakiś mocno podchmielony pan. No dobra. Nic dziwnego. Po prostu chciał się kulturalnie zachować. Jedziemy, jedziemy, a pan stoi i do nas gada. W pewnym momencie owy pan do mnie podszedł. I dostałam od niego pięć złoty! Dwa piwa by za to miał! No, ale jeśli ludzie mówią biedne niewidome dziecko. To biedne niewidome dziecko, będzie bogatsze o pięć złotych! Pan powiedział mi ze dwadzieścia razy, że trzeba się słuchać babci. Nie wiem czemu sugerował, że nie słucham, bo ani, ja, ani babcia prawie nic nie mówiłyśmy. Powiedział jeszcze kilka razy, że trzeba myć ręce. I na tym podróż się skończyła. Oczywiście jak wysiadałam. To powtórzył. Słuchaj się babci! Potem poleciałam na chór do szkoły muzycznej. Gdzie towarzyszyła nam nieustająca głópawka. I tak wyglądały moje ostatnie dni. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!

Kategorie
Śmiesznawe śmiesznostki. Czyli pokręcona codzienność i nie tylko.

Śmiesznawe, śmiesznostki czyli co tam u mnie.

Witajcie. Dzisiaj chce wam poopowiadać różne, ciekawe przygody z moich ostatnich dni. A więc tak. W środe poszłam do szkoły, i pierwszym przedmiotem był Polski. W każdym razie, nasza Pani pytała, co jej się bardzo żadko zdarza. Ale dla czego to wszystko takie śmieszne? A no głópawka zaczęła się od fizyki. Mam Panią wspomagającą. Pani Agnieszka wytrwale towarzyszy mi na kilku godzinach różnych przedmiotów. Najpierw się uśmiałyśmy, bo nam piłka z doświadczenia na koniec klasy poleciała. Potem stwierdziłyśmy, że się magiczne rzeczy dzieją, bo ludziom zaczęły książki i piurniki spadać z ławek. A potemPani Agnieszka stwierdziła, żę rozwiązywanie zadań obliczeniowych z fizyki jest pasjonujące. No i miałam dobry chumor przez cały dzień. Po podstawówce poleciałam do muzyka. I na audycjach muzycznych. Pani coś opowiadała, i powiedziała, że młody Chopin coś tam robił. A ktoś się całkiem poważnie spytał. A kto to jest młody Chopin? Jakiś potomek starego czy jak? NO, a klasa zareagowała brehtem. Potem wieczorkiem przyszła do mnie przyjaciółka. I wyszłyśmy sobie na spacer. I zapomniała mi powiedzieć o krawężniku i się przestraszyła. I się dwadzieścia minut śmiałyśmy, że ślepy krawężnika nie zauważył, i w ogóle. W czwartek miałam bardzo pracowity dzień. Z Polaka Pani wyrwała mnie do odpowiedzi. A na dodatek pisaliśmy kartkówke z historji i sprawdzian z geografi. Po połódniu poleciałam na fortepian i nawet wmiare mi poszło. W przyszły poniedziałek mam audycje klasową i może wstawie nagranie. Potem na chwilke wróciłyśmy do domu, żeby odrobić lekcje. Bo później miałyśmy iść z mamą na próbe chóru. No i co? Odrabiamy Angielski i w pewnym momencie mama mi czyta jakieś zdanie, a ja palnęłam że tak powiem co kolwiek. I wyszło zdanie. Piłka walnęła ją w twarz, i złamała jej obie nogi. No moja mama się ze śmiechu popłakała. Potem miałyśmy próbe chóru z orkiestrą. Bo śpiewamy koncercik z akompaniamentem orkiestry. A zazwyczaj śpiewamy z podkładami. A najśmieszniejsze jest to, żę te wersje podkładów są zupełnie inne niż te orkiestry. A my w odstępie czterech dni śpiewamy jeden koncert z ich wersjami, a drugi z naszymi. No będzie ciekawie. A dzisiaj wsumie chyba nic ciekawego się nie działo. Po za tym, że dostałam dwie piątki z matmy i jedną z fizyki. A w środe trzy szustki z kształcenia słuchu. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania!

EltenLink