Uwaga. Wpis opowiada o czasie od 19, do 23 czerwca. Przepraszam, że wstawiam dopiero teraz, ale jakoś nie mogłam się zmobilizować, żeby go poprawić i wrzucić. 😉
Witajcie. Poproszono mnie, żebym stworzyła wpis, więc się biorę. 😉 Co tam ostatnio u mnie? Z ciekawszych rzeczy… W środę, miałam zakończenie roku. 😉 Było bardzo sympatycznie, choć też trochę smutno. Ukończyłam szkołę podstawową z wyróżnieniem, czyli po polsku z czerwonym paskiem. A co najśmieszniejsze? Ja nie wiedziałam, że mam pasek! Wyszłam ze szkoły z przekonaniem, że zabrakło mi tych moich sławetnych pięciu setnych. Zapomniałam na śmierć, że podochodziły nam przedmioty ze starszych klas 😉 Pierwszym elementem zakończenia, była akademia. A w zasadzie to bardziej gala wręczania nagród. Nasza szkoła, nosi imię Orła białego, w związku z czym, rozdawano nam orzełki. W różnych kategoriach. Ja np. dostałam orzełka w kategorii muzyk roku, nawet był opisany w brajlu, za co dziękuję moim kochanym Paniom, :-* Po akademii udaliśmy się do klas. 😉 Pani wychowawczyni nas pożegnała, wręczyła nam świadectwa i dyplomy, i mogliśmy iść do domu.
Prezenty..
Dostałam kilka rzeczy, dla tego nie mówiłam po kolei, bo, szczerze mówiąc, nawet nie pamiętam co kiedy. W każdym razie, najpierw na pewno podeszła do mnie pani od WF-u, która dała mi szczurka, robionego na drutach, o ile kojarzę, albo na szydełku. What ever. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ kiedyś, gdy Pani pokazywała mi takie różne pierdółki, wyraziłam ciekawość, jak wyglądał by taki szczurek, jak widać, szybko miałam okazję zobaczyć. 😉 Od moich Pań, dostałam trzy tomy książki, Pani Aniu , dziękuję, że chciało się Pani to drukować i nad tym siedzieć, ja wiem jak działa ta drukarka! 😉 .Poza książką i szczurkiem, dostałam jeszcze misia i dyplom, ale szczerze mówiąc, nie pamiętam skąd ten pluszaczek. Wiem, że jest ładny, puchaty, i ma fajny sweterek. Dziękuję! <3 Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam. Potem, w czwartek i piątek, nie działo się nic szczególnego. Nadrabiałam zaległości w nic nie robieniu. 😉 W sobotę rano, wyjechałam z domu. Drogi Arturze, Pani Dominiko, dziękuję wam, że ze mną pojechaliście, i dostarczyliście mnie we właściwe miejsce. 😉 Pani Dominika, wzięła pieska, Tuptosława. :-), więc było ciekawie. Próbowałam go trzymać na kolanach, ale robił żyrafkę. Siadał i wyciągał głowę do góry, najwyżej jak potrafił, ale i tak był za mały, żeby wyjść z torby. Biedak… Mimo to, układanie go we właściwej pozycji co chwilę, było męczące, zwłaszcza, że chciałam napisać SMS-a. 😉 Pierwszym miejscem, w które się udałam, był dom Papirka. 🙂 Posiedzieliśmy trochę razem, udaliśmy się na spacer, wypiliśmy mrożoną kawę itp. Dziękuję! Potem padła propozycja, żeby spotkać się z Dimą, kolegą Papierka. Jako, że rozmawiałam z nim przez telefon, stwierdziłam, że chętnie poznam go w realu. Warto było! Zanim jednak pojechaliśmy, słuchaliśmy muzyki, z folderu o wdzięcznej nazwie, "Piosenki na studniówkę". Ludzie, czego tam nie było? Od diska z pola, przez jakieś czeskie piosenki, regge itp, aż po "Dumkę na dwa serca". 😉 Bardzo fajnie było. 😉 Wieczorem, pojechaliśmy metrem na Młociny. YYY. Nie ważne, że do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy gdzie mamy wysiadać, czy w centrum, czy na Młocinach, dobra, w sumie, to tylko ze dwadzieścia minut różnicy, jakieś 10 stacji, może trochę mniej. W każdym razie, ostatecznie pojechaliśmy na Młociny. Mam zaliczoną całą pierwszą linię, jeeeeej! Było bardzo sympatycznie. Pogadaliśmy, zjadły nas komary, i mogliśmy wracać. I tu przeniesiemy się o godzinkę do przodu.. Kto kiedykolwiek był u Papirka, wie, że u niego jest dotykowy domofon. Zawsze mam ubaw, jak Papir wpisuje kod, ale tym razem miałam wyjątkowy, bo staliśmy piętnaście minut, a jednorazowe wpisanie kodu zajmuję Hmm, no nie wiem, pięć sekund? Dobra, przyjmijmy, że do dziesięciu. No i co w tym takiego śmiesznego? Papier wcale nie mógł go wpisać! Za każdym wpisaniem, leciało albo jakieś magiczne słowo, albo westchnięcie, i odejście na chwilę od ściany, może się namyśli i zadziała! Okazało się, że papir, inteligent. Wpisywał jedną cyferkę źle, i z uporem maniaka powtarzał tą samą kombinację. Kiedy wróciliśmy, rozmawialiśmy jeszcze chwilę. W niedzielę rano, wybraliśmy się na kebaba. To nic, że zgubiliśmy się chyba na każdym kawałku trasy, na którym tylko dało się zgubić. PO czym okazało się, że kebab jest zamknięty. Apropo, przypomniało mi się, że w sobotę, dzień wcześniej, prowadziłam Mateusza do lodziarni, on mi mówił gdzie mam iść, a ja prowadziłam. Oczywiście, że nie trafiliśmy! Ja nie wiem, jak my to zrobiliśmy, ale przeszliśmy, i nie zauważyliśmy, to znaczy ja. 😉 Dobra, w niedzielę po kebabie, wybraliśmy się na spotkanie z Profesorem Idiotą. Ja się dziwię, że Warszawa jeszcze jest w całości. Stoimy w centrum, i szukamy się wzajemnie. Daaaaaaaaaawid! "Tu jestem". Dobra, odnaleźliśmy się. Następnie udaliśmy się na Powiśle, tak więc, miałam okazję poznać, zdaniem papierka najgorsze schody świata, Świętokszyska się kłania, nie wiem czemu według niego są takie złe, dla mnie są normalne, jak każde inne. Zaliczyłam także fragmencik drugiej linii metra, tam są lepsze hale! Gdyby nie to, że jest pięć, czy siedem filarów. Nie pamiętam dokładnie. Fajny punkt orientacyjny, ale, za dużo chyba. Na powiślu miało miejsce kilka ciekawych dialogów. Pomijając to,że oczywiście po drodze musieliśmy spotkać hulajnogi. Pierwsza rzecz, Dawid mi groził!
Dawid – Jesteście głodni, zamawiamy coś?
Papier – Kinga jest głodna, nie jadła śniadania.
I tu włączyłam się ja – Ani kolacji.
Na co Dawid zareagował, Kinga, ja mam tu 10 gram paliwa rakietowego, wystarczy to, żeby to wszystko wysadzić, więc lepiej uważaj na słowa". YYYYY. Żałuję, że nie powiedziałam czegoś więcej, bo, zobaczyła bym paliwo! 😛 Potem, udaliśmy się na stare miasto, było cudnie! Było kilku grajków, najbardziej jednak zapadła mi w pamięć osoba grająca na skrzypcach "Konte partiroę Boccelliego, oraz Pani grająca na pianie i śpiewająca moje ukochane "Over the Rainbow". Bardzo żałuję, że żadne z nas, nie miało pod ręką żadnego nagrywadełka. Miała tam miejsce jeszcze jedna ciekawa sytuacja. Ci co mieszkają, lub bywają w Warszawie to wiedzą, że jest tam moda na elektryczne hulajnogi. Mogę się pochwalić, że ja na takiej jechałam. Jakiś bardzo światły człowiek, postawił hulajnogę na środku hodnika, nie wnikam czemu, no w każdym razie, ja tak idealnie stanęłam, że się kawałek przejechałam, D Ale że szliśmy we trójkę, to dalej szłam normalnie, a szkoda. Potem pojechaliśmy na kabaty, i piliśmy mrożoną kawę. Rozmawiając o autorach książek, Eltenie, laskach, ludziach itp. Ogólnie, weekend był cudowny! <3 Pozdrawiam, i życzę miłego czytania, specjalnie na końcu. Dajcie znać, bo jestem ciekawa ile osób dotrwało do tego momentu. 😉